Pod Niebem płomiennem, gdy miną dnia skwary, Gdy z morza chłodnawy wiatr dmucha,
Kochanek przed lubą chcąc wylać głąb ducha, Powierza to strunom gitary.
Pod wzniosłym balkonem lud ciśnie się w tłumie, I słucha śpiewaka wśród ciszy,
I każdy podziwia, kto jeno go słyszy; Lecz jedna go tylko rozumie.
Och, bo też gitara to dziwne narzędzie! Czy tęskni, czy wzdycha, czy płacze,
Choć z piersi tysiąca westchnienie dobędzie, Nie każdy cię pojmie, śpiewacze!
Nie każdy cię pojął, o nasz Stanisławie! Lecz oczy są, z których łzy biega;
Nic ciżba nie doda, ni ujmie twej sławie, Kochanka rozumie lubego.
Pojęła twą pieśnię niemała drużyna: Nie żałuj twych trudów i pracy,
Nie rzucaj przeklęctwa na gród Gedymina, Że cię nie pojęli swojacy.
Bo ciche Litwiny topnieją i miękną Przed wszystkiem nadziemskiem i wieszczem;
Pojęliśmy w tobie natchnienie i piękno, Choć ci nie klaskamy, nie wrzeszczym.
Cześć tobie, śpiewaku! cześć tobie i dzięki, Żeś do nas zagwarzył tak cudnie,
Żeś ludziom z nad Wilii, z nad bystrej Wilenki, Dał poznać gorące południe. 26 kwietnia 1853. Wilno.