Dante (Jellenta)/Rozdział VI/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cezary Jellenta
Tytuł Dante
Wydawca Księgarnia F. Hoesicka
Data wyd. 1922
Druk P. Laskauera i W. Babickiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

IV.

Ale nam tu chodzi o coś więcej jeszcze, niż o apoteozę Danta: o jego zmartwychwstanie pod czarodziejskiem zaklęciem poezyi romantycznej.
Szczerość to życie, a życie jest wieczne i jako takie przemaga każdą chwilę martwoty. Taką martwotą była doba scholastyki w poglądach na poezyę i fałszywego klasycyzmu w samej poezyi. Trzeba było otrząsnąć się wprzód z tego pyłu, ażeby módz należycie odczuć poemat, którego charakter wiekuisty, na pozór zbratawszy go z oderwaną nauką, z filozofią i religią, wprowadził w błąd całą niemal Ludzkość. Przypomnieć warto, że tylko uśmiech cyniczny miał dla Boskiej Komedyi Wolter (którego straszliwa trzeźwość często bywała płytkością). Wyrzekł on więcej niż dowcipnie: ponieważ Dante ma komentatorów, to wystarcza, aby stał się niezrozumiałym. Dziwniejsza jest, że i Lamartine tak samo prawie myślał. Szczery jednak, a przedewszystkiem indywidualny, zmysł poetycki, ten głos serca literatury, nieznoszący przymusu, przestał zadawalać się światłem, rzucanem na dzieła i osobę wieszcza z dusznych zakamarków uczoności, i nareszcie przemówił świeżym srebrnym dzwonem. Kiedy aż do ostatnich czasów zagadnienie Danta spoczywało i nawet komentarzy nie pisano, nagle zjawiło się ich kilka prawie jednocześnie. A przytem sam nieśmiertelny utwór zaczęto drukować na nowo z takim zapałem, że w krótkim okresie, który mniej więcej odpowiada gasnącemu dziś pokoleniu, ukazało się około dwudziestu pięciu wydań Boskiej Komedyi [1]. Lecz dlaczegoż właśnie temu oto pokoleniu przypadła rola odnowiciela Danta? Bo ono odrodziło poezyę wogóle, bo wydało subtelne plemię romantyków, które umiało i samo tworzyć i znało się na twórczości innych i miało sztukę wwiercania się w dusze zawiłe i niezwykłe. Było to nietylko pokolenie śmiałej fantazyi, gorącego uczucia, głębokiej, wpatrzonej w duszę ludzką liryki — ale i czynu. Romantyzm był rewolucyą poezyi, rewolucya była romantyzmem historyi. Już więc na pograniczu dwu wieków, czerwonem od łun przewrotu, zjawiają się tacy jak Vincenzo Monti, a potem szlachetny wygnaniec Ugo Foscolo, ażeby z imienia duchowego ojca Italii zrobić sztandar rokoszowy. Poeci-szermierze, poeci męczennicy odczuli pod beretem teologa zuchwałą głowę Tyrteusza, pod leniwą suknią mędrca — płomienną pierś marzyciela i wielkiego patryoty. Choć więc idea zjednoczenia i oswobodzenia Włoch zakiełkowałaby i kwitła sama przez się, jednak Dante był dla niej znakomitym argumentem i świetnem hasłem. Zapał narodowy z natury rzeczy pomieszano w jedno płomię duchowe z zapałem florentczyka, którego słowa łatwo możnaby włożyć w usta wiekowi osiemnastemu:

O, niewolnico, Italio biedna,
Gospodo balu, nawo bez sternika
W czas burzy wielkiej, już nie ziem królowo,
Jeno siedzibo wszelkiego nierządu!
(Czyściec VI).


Słusznie też powiedziano o wielkim dramatopisarzu budzącej się Italii, Alfierim, że w nim odżyło ziarno przez Danta posiane. I słuszniej jeszcze, że «prawdziwe odrodzenie Włoch stanie się i stać się może tylko na drodze, wskazanej przez poetę Komedyi Boskiej, na drodze pełnego powagi przeboju, czystego poświęcenia, zaparcia się wszelkiej płochości» [2].
Poprzez dzieje Włoch przewijają się bowiem dwie wstęgi — dwa usposobienia: czysto literackie i nieraz swawolne — to Petrarca, Ariosto, Pulci i im podobni, i surowo ideologiczne, poczęte w Alighierim, ukoronowane potem sztuką Michała Anioła, a zakończone w Leopardim i po części w Carduccim. Świetnie ten ostatni charakteryzuje wielkiego protoplastę jako sędziego-poetę wieków, straszliwego sędziego i świadka bezrządu i upadku. Podobnież określa go Józefin Paladan: «Żaden geniusz nowoczesny nie ukazuje potomności oblicza tak surowego jak Alighieri. Zda się jakoby przeszedł przez życie w postawie świeckiego papieża, dzikiego i natchnionego [3]».
Do niego dzisiaj zwraca się myślą każdy duch namaszczony, mający nad sobą mistyczną gędźbę ideałów. Nieszczęśliwy Giacomo Leopardi tę mistykę głuszył w sobie zgrzytami sarkazmu, ale ona, silniejsza, górowała. Melodye Dantejskie czyste i wzniosłe dźwięczą w jego marmurowych rymach spiżem.
Jakgdyby wiek nasz był duchowym krewniakiem Danta — tak często zwraca się doń po chleb moralny i natchnienie poetyckie.
Nietylko bowiem tragiczny zamiar, czyniący ze świata piekło, budzi w literaturze sumienie dantejskie, domaga się sądu i wyroku, nadziei i proroctwa, lecz i tęsknota idealistyczno-mistyczna wogóle pożycza nieraz od Danta nastrojów jego Nowego Życia i boskości jego Beatryczy. W tym liliowym powiewie marzeń, które nazwano prerafaelizmem, łatwo odróżnić asfodele i nadziemskie, elizejskie kwiaty Czyśćca i Nieba. Przypłynęły one z południa głównie na skrzydłach neoplatonizmu i, rzecz prosta, za sprawą wyższych mocy dziejowych, które wybrały sobie za narzędzie Byronów i Shelleyów, a potem i czysto dantejską rodzinę Rossettich. Jej głowę znamy już ze słynnego dzieła o kabalistycznych tajemnicach Komedyi; syna jednego nazwał Dantem; drugi syn, William, tłómaczył Piekło, córka wydała pracę o planie Komedyi. Wszyscy troje są ludźmi nowymi, najwięcej zaś Dante Gabryel Rossetti, wielki marzyciel, poeta i malarz, zmarły w r. 1882. Jego obraz «Sen Danta» oddycha niewysłowionym czarem marzenia i melancholii, które uzmysławia cudna grupa niewiast, otaczających śpiącą Beatryczę. Jest to malowidło o niezrównanej, wprost muzycznej, melodyjności. Jego sto jeden sonetów miłosnych, pod ogólnym tytułem Dom Życia, uważać można za wyrosłe pod tuberozowem tchnieniem Nowego Życi[4]. Jest to najsubtelniejszy, najpoetyczniejszy wyraz szlachetnego uczucia i głębokiego hołdu dla kobiety.
Nie tu miejsce na całkowity opis tego drugiego, literackiego, żywota Danta. Wyśledzić gałęzie i pędy piśmiennictwa, w które wlewa się jego zapładniający geniusz — to przedmiot całej osobnej księgi. Niechaj wystarcza, że wogólności to mistrzowanie poetom nowym zaznaczyć mamy prawo, witając w niem laur świeży na sławną, smutną głowę.
Tak samo treścią osobnego, a wielce pięknego, rozdziału musiałby być Dante w literaturze polskiej. Byłoby godnem trudu wykazać, jak dla chwały wielkiego sędzi nierządu przygotowany był grunt w narodzie, który wydał Skargę i słyszał jego sędziowskie gromy. Jakoż chwała ta zabłysła w dobie sławnej naszego romantyzmu. Trójca wielkich naszych wieszczów uczuła w sławnym wygnańcu wzniosłą miłość ojczyzny, namaszczone poświęcenie dla idei i chłoszczące szyderstwo. Mickiewicz, jak już wiemy, przekładał z mistrzowską prawdą, uczuciem i bezmierną szerokością urywki Piekła; jego pierwszej, wstępnej tercyny pieśni III nigdy dość często przytaczać nie można:

Przeze mnie droga w miasto utrapienia,
Przeze mnie droga w wiekuiste męki,
Przeze mnie droga w naród zatracenia.


Stanowi ona i w oryginale ogniwo najwspanialsze, w złowrogim rytmie swym — naszemu językowi niedostępnym — jedyne na świecie, a szlachetnością i muzyką brzmienia zdolne przyprawić o nieprzytomny zachwyt:

Per me si va nella città dolente,
Per me si va nel’ eterno dolore,
Per me si va tra la perduta gente.


A Juliusz Słowacki? Słusznie pisze on do autora Irydyona: «... Na spotkanie twojej czarnej Dantejskiej chmury prowadzę lekkie, tęczowe i Aryostyczne obłoki». Bo całe «Poema Piasta Dantyszka, herbu Leliwa o Piekle» cechuje pewna przedziwna lekkość i powiewność. To nie są straszne pożary mąk piekielnych, lecz raczej skaczące błędne ogniki, błyskotliwe race uczucia, wobec których nie zupełnie przekonywającemu wydadzą się słowa:

Mój widok sądem jest, mój płacz przeraża,
Umarli co mię zobaczą, nie zasną:
Bóg może nawet twarz odwróci jasną
Na blask boleści, który ze mnie strzela.


W tem jednak skrzywdził siebie Słowacki, że zawiele oddał Aryostowi; jest bowiem w całej tej fantazyi sam sobą, niezrównanie rodzimy we wszystkiem, co się dzieje dokoła szlachcica z czapką na bakier na głowie, niosącego krwawy zapozew Bogu. Czy gdy Dantyszka niosą aniołowie «nakształt zerwanej stokroci w tęczę złotowłosą», czy go przeprawia w czarnej łodzi «człowiek, co, wożąc mgły, zarabia chleba», — zawsze i wszędzie jest to strzelistość olśniewająca «Beniowskiego», świetne meteory tragedyi, miotającej pioruny, czerepy i węże, rozlewającej się w kałuże krwi, spowitej w straszne kiry, tęskniącej bielą gołębi lub łabędzi.
I dlatego zasadnicza piekła Dantyszkowego tonacya, choć raz po raz czyni wrażenie, jakoby z motywu Ugolinowego wziętą była — ma swoje źródło we własnej jaskrawej fantazyi Słowackiego, do której obraz mąk Ugolina, poprostu, szczególnie przypadał:

Widziałem rzeczy straszne i żałobne,
Widziałem ludzie do wężów podobne
I zrastające się ich ciała z gadem:
Ale ten zdrajca, ośliniony jadem,
Ale ten własne gryzący piszczele,
Ale ten blady w lamentów kościele,
Oplwany cały krwią zdradzoną w oczy;
Ale ten straszny, co psim zębem broczy
Białą pierś żony i bolem się żywi,
A gdy zapłacze, to piekło zadziwi —
Ten jeden z myśli mi trupy wygonił
I zadziwiłem się, żem łzę uronił.


Choć poeta skorzystał z niektórych ważnych epizodów Komedyi Boskiej, gdy np. pokazał swemu Piastowi nawet Papieża w piekle — nadał mu znaczenie nadzwyczaj swojskie i głęboko trafne. I przeto w ogólności rzec można, że Dante odbił się u Słowackiego jako potężny zapładniający bodziec, którego zasługi nie zmniejsza chyba pewien dosyć wyraźny rozdźwięk niedociągnięcia i maniery [5].
Łącznik jeszcze silniejszy i zarazem wysoce oryginalny między Komedyą a literaturą polską stanowi Zygmunt Krasiński. U niego bowiem Dante jest nietylko pochodnią rozświetlającą mroki piekieł rodzimych, nietylko autorem namaszczonym przez Boga, lecz i żywym człowiekiem, który nieśmiertelnie przetrwał do czasów nowych i wmieszał się do spraw dziejowych i spraw polskich. Odgrywa on rolę potrójną: służy Krasińskiemu za natchnienie i użycza jego wiekopomnemu dziełu imienia Nieboskiej Komedyi, oraz poddaje formę do całkiem nowoczesnego obrazu — obrazu piekieł giełdy i targu, w Poemacie niedokończonym (Sen). Następnie staje się sam Wergilim i przewodniczy poecie w wędrówce po owych właśnie okręgach państwa pieniężnego, a także po czarodziejskiej kranie przeszłości od wieszczbiarzów chaldejskich po przez walki idei i wiar aż do trybunów ludu dzisiejszego. Wreszcie miesza się do dramatu osobistego duszy bohatera — na poły Hamleta, nieco Platończyka i nieco bohatera czynu — służąc mu za druha, towarzysza, powiernika i mistrza w zawikłaniach życiowych.
Nie miejsce tu na dokładną charakterystykę tego dziwnego stosunku. Powierzchownemu czytelnikowi może się on wydawać grubo naciągniętym i wlewającym do szczytnej poezyi pewną prozę. Może go razić, że Młodzieniec odzywa się do swego towarzysza: «Uważaj Aligier», a służący Jakób wiedzie z nim pogawędkę i mówi: «Wielmożny Panie». Mogłoby się też wydawać pewnym gwałtem i pewnym przymusem stronniczym, zadanym wielkiemu apostołowi braterstwa, że ukazuje w piekle rękodzielników i wyrobników i rzuca ich w jeden wspólny dół z lichwiarzami. Ale uważne wgłębienie się w oba wielkie utwory Krasińskiego odsłania jego górne stanowisko w sprawie wiekowej walki społecznej, wzniosłość etyczną w bohaterze, i taką skalę rozległą kompozycyi, takie osiowe, centralne uchwycenie dramatu świata nowego, że cień Danta nie miałby prawa skarżyć się ani na zbytnią poufałość, ani na wybór towarzystwa, ludzi i wypadków.
Bo owo otoczenie, które mu dał nasz poeta, jest doniosłe i tragiczne, zwłaszcza w pielgrzymce po historyi, gdzie występują, kto wie czy nie pod wpływem Rossettiego, z całą swą tragiczną grozą Templaryusze, Albigensi, Różokrzyżowcy i Wolno-mularze, gdzie się ukazuje boski Platon i majaczeje w oddali walka tronu świeckiego z duchownym, gdzie kołyszą się nad głowami wszystkie, godne Danta, wielkie pragnienia, bole, krzywdy i tęsknoty do wiekuistego ideału Ludzkości.
Między dwiema postaciami poetów wywiązuje się w końcu jakaś równoległość i niby podobieństwo — ten sam ideał uduchowionej «Planety troistej, lecz jednej», «Niedziela człowieczeństwa» i «Zmartwychwstania ciał — Anielstwo», te same tradycye rzymskie, ten sam indywidualizm, wyższy nad sekty i sztandary, ten sam filozoficzno-dyalektyczny nastrój umysłu.
A jeśli mimo to niekiedy zgrzytnie fałszywą nutą przekonanie o wyższości nad Dantem, a czasami znów buta szlachecka, nieco jasełkowo przedstawiona — to jednak każdy przyzna, że trudno wymyśleć hołd głębszy i wyższy nad ten, którym jest przedstawienie Danta w roli uczestnika i bohatera dramatu wieku dziewiętnastego. Choć dziwnym, ale przecież bajecznie uwielbionym, jest ten Aligier, który walczy z Pankracym, upomina go, iż jest synem Rzeczypospolitej lackiej i recytuje mu imiona królów i hetmanów polskich.
To coś więcej niż owo kadzidło, którego jedynie brakowało, ażeby Danta uczynić świętym — jak mówi słynny jego czciciel i znawca, Ozanam. To jakieś uznanie patronatu nad nieszczęsnemi ludami.
Takiego pomnika nie wystawił nikt wielkiemu florentczykowi. Krasiński w imieniu swoich i całego świata uznał go orędownikiem narodów i zbawienia w przyszłości, rozdawcą wiekuistej Miłości, Rozumu i Woli.
I oto nie wyda się już chyba przesadnem twierdzenie Proroctwa, że na grób w Rawennie cisną się tłumy pielgrzymie: światli królowie, a między nimi Jan Saski — słynny tłómacz i komentator Danta, znany pod pseudonimem Philaletesa, dom Pedro Brazylijski, Wiktor Emanuel oraz przedwcześnie zmarły Fryderyk III, bojownicy wolności, poeci i artyści z całego świata. Księga pamiątkowa uwieczniła wszystkie sławne i drogie imiona. Byron wszedł tam w stroju uroczystym, jak do świątyni, i złożył u stóp grobowca dzieła swoje, a papież Pius IX wpisał obok swego imienia znaczący w tym wypadku i melancholijny urywek z Czyśćca o znikomości sławy: Non e’l mondan rumor altro ch’un fiato di vento (Rozgłos światowy wszak to wiatru tchnienie, co stąd i zowąd dowolnie przychodzi). Lecz tym razem stało się inaczej. Sława trwa i wzrasta. Nawet echo samego cierpienia w dziwnie trwałe wcieliło się symbole.
Jakgdyby sam los chciał zostawić nietkniętą aureolę wygnańczą poety i uczynić go chlubą i własnością całego świata, grób ten do dnia dzisiejszego został za granicami właściwej ojczyzny. Niewdzięczna Florencya, parvi mater amoris, jak opiewa wiersz, przypisywany samemu poecie a umieszczony potem na grobowcu [6], próżno starała się zabrać sławne popioły. Zapóźno było. Całą swą historyę ma ta walka jej z Rawenną, która zręcznie i wytrwale chwały swej broniła. Nie pomogły żadne podstępy, prośby i poselstwa, wyprawiane przez miasto rodzinne Alighierego. A gdy się nareszcie udało zyskać nad Rawenną wpływ, — było to za Leona X Medyceusza — i wysłańcy jego przybyli po prochy poety i trumnę wreszcie otworzono — o, dziwo! — okazała się pustą! Tylko parę liści zeschłego wawrzynu i nikłe okruchy kości świadczyły, że w niej niegdyś istotę ludzką złożono na sen wiekuisty.
Dziś istnieją dowody, że to Franciszkanie, w obawie przed zamachem — trumnę z wnętrza muru wyjęli i zwłoki przenieśli. Znaleziono je dopiero w roku 1865 podczas obchodu jubileuszowego — niemal przypadkiem, w kaplicy sąsiadującej z Mauzeoleum; leżały w skrzyni drewnianej z napisem: OSSA DANTIS A me Fra Antonio Santis hic reposita [7] anno 1677 die VII octobris.
Było to odkrycie świętem nadzwyczajnem i dało pochop do mnóstwa sprawdzeń, pomiarów, mów i prac literackich. Lecz nieubłagana krytyka, i tej szlachetnej radości nie szanując, pośpieszyła pokazać zapaleńcom swą twarz powątpiewającą.
Ale dusza ogółu nie słucha trzeźwych wywodów, zresztą w tym razie słabych bardzo; poetycznej radości wydrzeć sobie nie pozwoli — i dobrze czyni. Więc skarb ojca Santisa przeniesiono uroczyście do tego samego Mauzoleum, które i dawniejszą trumnę wieszcza przytuliło.
Florencyi zaś i tym razem zostawiono tylko zaszczyt powrotu nad Arno z pustemi rękoma. Straszna to nauka.
Snadź z wygnania i sieroctwa wielkim cieniom bliżej było do właściwej swej ojczyzny, do sfer, kędy króluje

Miłość, co słońce porusza i gwiazdy.










  1. Witte: Ueber das Missverständniss Dantes.
  2. Wegele (608).
  3. Wstęp do tłómaczenia sonetów D. G. Rossettiego «La maison de vie»
  4. Beatryczą D. G. Rossettiego była jego żona, przedwcześnie zgasła Elżbieta Siddal. Podobno poeta rękopis sonetów włożył do jej trumny, lecz potem uzyskawszy, że go wydobyto, ogłosił drukiem. Peladan w pięknem i ciekawem studyum, stanowiącem wstęp do przekładu Domu Życia, uważa poezyę Rossettiego za ciąg dalszy poetyckiego neoplatonizmu, który się uwieńczył idealną miłością Petrarki (Laura), Michała Anioła (Wiktorya Colonna) i Danta. Uważa też, że wędrówce tego prądu sprzyjało inne dzieło Rossettiego ojca: Il mistero del amor platonico del medio evo (1840).
  5. Któryś z krytyków wypowiedział zdanie, że motyw Ugolina mógł grać pewną rolę i w Ojcu zadżumionych i tonem profesora karcił mnie, że Ojca zadżumionych czynię krewniakiem byronowskiego «Więźnia Czyllonu» (w książce mojej p. t. Wszechpoemat i najnowsze jego dzieje), a nie Ugolina, który właśnie «Więźnia» zrodził. Korzystam ze sposobności, aby ten zarzut odeprzeć. Pokrewieństwa literackie, a zwłaszcza poetyckie, opierają się, nie na wspólności imion bohaterów lub zewnętrznego wątku, lecz na wspólności nastrojów i uczuć. Otóż gra uczuć w Ojcu zadżumionych, a zwłaszcza stopniowanie ich tragiczności, tchnie od początku do końca «Więźniem Czyllonu», zaś z Danta tragedyi zamorzenia w «wieży głodowej» nie zawiera ani jednego bądź psychicznego, bądź estetycznego rysu.
  6. Jura Monarchiae, Superos, Phlegetonta lacusque lustrando cecini voluerunt fata quousque; sed quia pars cessit melioribus hospita castris actoremque suum petiit felicior astris, hic claudor Dantes patriis extorris ab oris quem genuit parvi Florentia mater amoris. Wiersz ten — jeden z wielu ułożonych różnemi czasy i przez różnych poetów na grobowiec Danta — jest według Scartazziniego dziełem ucznia i przyjaciela Danta, Bernarda Canaccio. (Porównaj też E. X. Krauza rozdział: «Dante in Rawenna»).
  7. Kości Danta przezemnie brata Antoniego tutaj złożone i t. d.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cezary Jellenta.