Czaszka Wielkiego Narbony/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Czaszka Wielkiego Narbony
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 30.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Ujęcie Sangamona Charlie

— Skąd to światło?... — szepnął baron.
— Z kryjówki bandytów... — odparł szeptem Buffalo Bill.
— A więc Indianie ukryli się tu?
Buffalo Bill wpatrzył się w ciemność i rzekł po chwili:
— Obok wejścia do kryjówki stoi koń... To nie jest indiański mustang. Podpełznę bliżej, a ty, baronie, posuwaj się ostrożnie za mną...
— Możesz na mnie liczyć, Buffalo. — rzekł baron. — Już jedno głupstwo popełniłem dziś.
Cody począł skradać się ostrożnie, a za nim posuwał się na czworakach baron. Wywiadowcy dotarli do drzwi i Buffalo Bill zajrzał ostrożnie przez jedno z okien. W kącie jaskini siedział najspokojniej w świecie Sangamon Charlie i palił fajkę. Na stole przed nim stała mała latarka meksykańska, która rzucała upiorne światło na twarz bandyty.
Sangamon Charlie wstał w pewne] chwili z krzesła i począł czynić jakieś dziwne przygotowania. Zwinął swój kapelusz i ukrył go pod kurtką, następnie z jakiejś skrytki wydobył biały płaszcz i okryj się nim szczelnie. Płaszcz ten zaopatrzony był w kaptur, okrywający głowę i twarz, w którymi widniały tylko otwory na oczy.
W tym niesamowitym stroju Sangamon Charlie wyglądał jak widmo. Zakończywszy te przygotowania Sangamon Charlie skierował się ku drzwiom, przytłumiwszy uprzednio światło latarki.
Buffalo Bill ścisnął lekko ramię barona, na znak, że chwila działania się zbliża. Gdy Sangamon Charlie znajdował się tuż przy drzwiach, Buffalo Bill rzucił się na niego tygrysim skokiem i chwycił nędznika za gardło.
Chwyt wywiadowcy był tak silny, że bandyta nie mógł wydobyć z siebie głosu. Nie poddawał się jednak. Obszerny płaszcz krępował ruchy bandyty i wkrótce Sangamon Charlie runął na ziemię.
Buffalo Bill przygniótł go całym ciężarem swego ciała, a tymczasem baron uzbroił się w linę i skrępował jeńca.
— Mamy go, — rzekł baron. — Co teraz uczynimy?
— Trzeba się nad tym zastanowić, — rzekł z namysłem Buffalo Bill.
Buffalo Bill zdjął z bandyty biały płaszcz i rzekł do barona:
— Uważaj na niego i nie pozwól mu krzyczeć, gdyż to mogłoby zwabić Indian.
To rzekłszy Cody począł przywdziewać niesamowity strój.
— Co robisz, Buffalo? — zapytał zdumiony baron.
— Przygotowuję się do tańca duchów, — odparł zagadkowo Buffalo Bill.
— Zdaje się, że najprościej będzie, jeśli zabierzemy tego draba i uciekniemy jak najprędzej z tej przeklętej dziury, — zauważył baron.
— Tak, ale musimy pomyśleć o tej dziewczynie, — odparł Buffalo Bill. — Nie możemy jej pozostawić w ręku Indian.
— Co zamierzasz uczynić? — zapytał baron.
— Będę udawał przed Indianami Sangamona Charlie, — rzekł Cody.
Baron zadrżał i spojrzał z przerażeniem na przyjaciela.
— Czy... czy mogę ci w czymś pomóc? — wyjąkał.
— Będziesz pilnował jeńca, odparł Cody Z uśmiechem. — Nie przerażaj się. Niebezpieczeństwo nie jest tak wielkie, jak przypuszczasz. Czaszka Narbony musi znajdować się tu, a gdy będę ją miał przy sobie, żaden z Indian nie odważy się podnieść na mnie ręki.
Buffalo Bill począł przeszukiwać jaskinię, ale nigdzie nie mógł znaleźć „totemu“. Sangamon Charlie wykrzywił twarz w złośliwym uśmiechu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.