Czaszka Wielkiego Narbony/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Czaszka Wielkiego Narbony
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 30.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Niezwykłe przymierze

Lasca była córką bandyty Boston Jacka i matki Meksykanki. Buffalo Bill toczył walkę z białym renegatem Boston Jackiem i uwięził go, ale przyrzekł bandycie, że nie będzie prześladował jego córki, która również brała udział w działalności ojca.
— Lasca — rzekł poważnie Buffalo Bill. — Przyrzekłem pani ojcu, że nie będę pani prześladował, ale pani postępowanie zmusza mnie do aresztowania jej. Nie przypuszczałem, że będzie pani usiłowała znów nawiązać kontakt z Apaczami.
Lasca milczała zawzięcie i nerwowo paliła cienkiego papierosa.
— Nie wiem, co panią skłania do takiego postępowania — ciągnął Buffalo Bill. — Czy młoda dziewczyna, taka jak pani, nie może zdecydować się na prowadzenie innego życia? Co panią czeka, jeśli ma pani zamiar spędzić życie wśród dzikiej hordy Apaczów?
— Nie chciałam wracać do Apaczów! — zawołała dziewczyna z ogniem. — Ale gdy dowiedziałam się, że Sangamon Charlie zamierza stanąć ma czele bandy, zrozumiałam, że moim obowiązkiem jest temu przeszkodzić. Wie pan, Cody, że gdy mój ojciec stał na czele Apaczów, banda ograniczała się tylko do rabunku. Boston Jack nie pozwalał nikogo zabijać... Niech pan sobie teraz wyobrazi, że Sangamon Charlie stanie na czele tej bandy dzikusów! Jestem pewna, że cały kraj stanie w ogniu... Ten łotr nie będzie oszczędzał nikogo.
— Dlaczego Apacze czczą tę czaszkę jako „totem“? — zapytał Cody.
— Nie wiem... — rzekła niepewnie Lasca.
— W jaki sposób ojciec pani stracił ten talizman?
— Jeden z Indian, który miał worek z czaszką przytroczony do siodła, zgubił go podczas napadu na Juana Francisco — odparła dziewczyna. — Mój ojciec wysłał wtedy Indianina do domu gubernatora, aby odebrał „totem“, ale pan schwytał tego Indianina. Potem, gdy mój ojciec został aresztowany, Sangamon Charlie postanowił zdobyć czaszkę za wszelką cenę, aby móc stanąć na czele Indian.
— A więc pani chciała zdobyć czaszkę, aby uniemożliwić Sangamonowi jego niecne zamiary?
— Tak.
— I przypuszcza pani, że posiadacz „totemu“ może nakazać Apaczom powrót do ich rezerwatu?
— To jest zupełnie pewne. Indianie wierzą, że człowiek, posiadający talizman, przekazuje im rozkazy wielkiego wodza Narbony.
— A czy przypuszcza pani, że jeszcze teraz można wydrzeć talizman z rąk Sangamona Charlie?
— Może już być za późno... — szepnęła dziewczyna.
— Czy chce mi pani pomóc w walce z Sangamonem? Czy nie boi się pani?
— Nie boję się nikogo i niczego! — zawołała Lasca. — Będę szczęśliwa, jeśli pozwoli mi pani wyruszyć na wyprawę!...
— Zaryzykuję — rzekł spokojnie Cody.
— Ucieknę, jeśli będę chciała — rzekła rezolutnie Lasca.
— Przed ujęciem Sangamona Charlie? — uśmiechnął się Buffalo Bill.
— Nie. Dopóki „totem“ znajduje się w jego ręku, nie mogę być pewna życia.
— Jest pani tylko częściowo wolna, Lasca — rzekł poważnie Buffalo Bill. — Właściwie jest pani aresztowana, ale daję pani zupełną swobodę, na czas akcji przeciwko bandycie. Potem zobaczymy.
Nagle spod łóżka wytoczyła się jakaś ciemna kula, w której wywiadowca poznał wuja Gusa. Stary Murzyn rozejrzał się dokoła, powstał i z poważnym wyrazem twarzy oświadczył:
— Przez cały czas moja zaklinać złe duchy, aby nie zrobić nic złego Massa Cody...

Mały Lampart wrócił po godzinie i opowiedział Buffalo Billowi wiele dziwnych rzeczy. Ścigał on Sangamona Charlie przez wzgórza i prerię, ale bandyta miał dobrego konia i młody Indianin nie mógł go dogonić.
Sangamon strzelał za siebie, ale żadna z kul nie była celna. Nagle wśród wzgórz ukazał się oddział Apaczów, który zwrócił się z wrogim okrzykiem w stronę białego. Gdy jednak Sangamon Charlie pokazał Apaczom czaszkę, ci wydali okrzyk radości i natychmiast otoczyli go wśród objawów przyjaźni. Mały Lampart wrócił więc do Solomonsville.
Gdy koń Małego Lamparta wypoczął nieco. Buffalo Bill, baron, Lasca i młody Indianin ruszyli w drogę. O zmroku mały oddział znajdował się przed grzbietem pagórków. Lasca, która znała cała okolicę nawylot, posuwała się przodem.
Po dwóch godzinach jazdy przez górzystą krainę, nasza czwórka znalazła się u wejścia do ponurego kanionu.
— Jesteśmy już blisko — rzekła Meksykanka.
— Ugh!... — mruknął Mały Lampart. — To Lost Burro Canon...
— Tu ukryli Indianie zrabowane konie — rzekł Buffalo Bill. — Tutaj też znajdowała się kryjówka, służąca Apaczom za skład broni i amunicji.
— I w tym samym kanionie odkryłam kryjówkę Sangamona Charlie — rzekła Lasca.
Nasza czwórka skierowała się w milczeniu poprzez kanion. W pewnej chwili Lasca zatrzymała konia i rzekła cicho:
— Kryjówka bandyty znajduje się już bardzo blisko. Jeśli będziemy się posuwać w dalszym ciągu, Sangamon może nas zauważyć i umknąć, albo zaalarmować swych Apaczów...
— W takim razie pójdę naprzód pieszo z Małym Lampartem — rzekł Buffalo Bill. — Baron pozostanie tu z panią.
Buffalo Bill i młody Indianin ruszyli cicho naprzód i po kilkunastu minutach dotarli do brzegu wąwozu. Znajdował się tu wielki kamień, którego powierzchnia była zupełnie płaska i wygładzona.
Mały Lampart wyciągnął przed siebie ręce i począł poomacku szukać w ciemnościach. Nagle Buffalo Bill usłyszał gardłowy okrzyk swego czerwonoskórego przyjaciela. Ręka Małego Lamparta dotknęła ramienia wywiadowcy i Codv poczuł, że Indianin prowadzi go naprzód.
Czarne oczy Małego Lamparta świeciły jak dwa rozżarzone węgle, gdy rzekł do swego Pae-has-ka:
— Niech mój biały brat zapali zapałkę... Cody zapalił zapałkę i ujrzał, że znajduje się w wielkiej jaskini. Mały Lampart znalazł w kącie suchą gałąź, nasyconą żywicą, która widocznie służyła mieszkańcom pieczary jako pochodnia. Indianin zapalił pochodnię i w jej świetle Buffalo Bill mógł dokładnie obejrzeć jaskinię.
Była ona dość wysoka i bardzo obszerna. W ścianach jej, wykutych w skale, znajdowało się wiele strzelnic i Cody zrozumiał, że grota mogła służyć w razie potrzeby za doskonałą twierdzę...
Pod ścianami stało kilkadziesiąt zbitych z desek pryczy, na których widać było derki i wiązki trawy. Kilka nieudolnie sklecanych krzeseł i wielki stół dopełniały umeblowania. Grota była zupełnie pusta i nic nie wskazywało na to, że Apacze znajdują się w pobliżu.
— Nie ma ich — rzekł cicho Mały Lampart.
Mały Lampart stanął na czatach u wejścia do jaskini, a Buffalo Bill czynił poszukiwania. Nagle Indianin wydał cichy okrzyk. Buffalo Bill zbliżył się do wyjścia. Mały Lampart wyciągnął rękę przed siebie i wywiadowca ujrzał w oddali łunę ogniska.
— Niech mój mały brat posłucha... — szepnął Indianin.
Buffalo Bill wytężył słuch i niebawem doszedł go odgłos dalekich okrzyków.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.