Clerambault/Część piąta/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Clerambault
Podtytuł Dzieje sumienia niezawisłego w czasie wojny
Wydawca „Globus”
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Sztuka“
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Leon Sternklar
Tytuł orygin. Clérambault
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część piąta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
X.

Wiktor Vaucoux nienawidził Clerambaulta.
Nie znał go wcale. Aby nienawidzić, nie potrzeba znać swego przeciwnika. Ale gdyby go znał, byłby go jeszcze bardziej nienawidził. Zanim jeszcze wiedział, że Clerambault istnieje na świecie, był już od urodzenia jego wrogiem. Są w każdem państwie pewne rasy duchowe, sobie wzajemnie bardziej wrogie, aniżeli rasy krwi albo rodzaje mundurów.
Pochodził z zamożnej rodziny mieszczańskiej w zachodniej Francji, która niegdyś dostarczyła wielu urzędników cesarstwu i przestrzegała ściśle zasad moralności, a od czterdziestu lat uprawiała jałową opozycję. Miał posiadłość ziemską w Charenté, gdzie spędzał lato: resztę roku zaś w Paryżu. Była to rodzina dekadencka, zjawiska częste w tej klasie społecznej. Zwracał przeciw tej klasie, jako też przeciw swej własnej rodzinie swoje instynkty despotyczne, dla których nie znajdował w życiu żadnego innego zastosowania. Przymus ten nadawał jego instynktom charakter tyrański; tyranizował swoich bliskich, sam nawet o tem nie wiedząc, tak jak gdyby to było jego prawo i ich obowiązek, o czem niema nawet co dysputować. Wyraz tolerancja nie miał dla niego żadnego znaczenia. To jedno było pewne, że nie mógł się nigdy mylić. A jednak posiadał pewien zasób inteligencji i siły moralnej, miał nawet serce, ale to wszystko było związane i ściśnięte pod gęstym bielem, jak stary pień drzewa sękowaty. Siły jego, nie mogąc się rozszerzyć, zamknęły się w sobie. Nie przyjmował nic z zewnątrz. Gdy czytał, gdy podróżował, czynił to z oczyma nieprzyjaznemi i z pragnieniem, by znów wrócić do siebie. Nic nie wżywało się przez korę do jego wewnętrznej istoty; całe jego życie przychodziło doń z dołu, z korzenia drzewa, z ziemi, od umarłych.
Był przedstawicielem tej warstwy rasy, która wprawdzie silna, ale już podstarzała, nie ma dość sił, aby się rozszerzyć na zewnątrz i skupia się w uczuciu obrony zaczepnej. Spogląda z nieufnością i niechęcią na młode nowe siły, które się rozwijają dokoła niej, w jej narodzie i poza jej narodem na wzrastające ludy i klasy, na wszystkie te namiętne i niezręczne miłowania odrodzenia się moralnego i społecznego. Potrzebuje ona, tak jak ten biedny Barres i jego skarłowaciały bohater[1], murów, zapór, granic, wrogów.
W tym stanie oblężenia żył także Vaucoux i kazał tak samo żyć swoim bliskim. Żona jego, kobieta łagodna, obojętna, wcześnie przekwitła, znalazła jedyny środek, aby się stamtąd wyzwolić: umarła. Zostawszy sam ze swoją żałobą, której strzegł zazdrośnie, jak wogóle wszystkiego, co należało do niego, mając jedynego syna trzynastoletniego, otoczył młodość jego wałem ochronnym i nauczył go wraz z ojcem pilnować tego wału. Dziwna to rzecz zaiste płodzić synów, aby walczyć przeciw przyszłości. Młody chłopak, pozostawiony sobie samemu, byłby instynktownie sam sobie znalazł drogę życia, ale zamknięty w więzieniu ojcowskiem stał się jego ofiarą. Żył odosobniony od świata, z którym miał bardzo mało stosunków; miał mało książek i dzienników, jeden tylko dziennik, którego zakamieniałe poglądy odpowiadały najlepiej przekonaniom konserwatywnym (w znaczeniu trupiem) pana Vaucoux. Ofiara jego, — jego syn, — nie mogła mu się wymknąć. Zaszczepił mu swoją chorobę duszy, jak owe owady, które wrzucają swe jaja w żywe ciało innego stworzenia. A gdy wybuchła wojna, zaprowadził go do biura rekrutacyjnego i kazał mu zaciągnąć się do wojska. Sam nie mieszał się z tłumem; ojczyzna była w nim ojczyzna, przeszłość, przeszłość ojczysta.
A syn jego zginął jak syn Clerambaulta, jak synowie miljonów ojców, za wiarę swych ojców, za ideał przeszłości.
Ale Vaucoux nie zaznał wcale wątpliwości, które ogarnęły Clerambaulta. Wątpić! Nie wiedział nawet, co to znaczy. Gdyby był sobie na coś podobnego pozwolił, byłby sam sobą gardził. Ten twardy człowiek kochał syna swego namiętnie, aczkolwiek mu tego nigdy nie okazywał. I nie pojmował innego sposobu udowodnienia tej miłości, aniżeli zawziętą nienawiścią przeciw tym, którzy go zabili.
Miał atoli bardzo mało środków do zemsty. Chociaż był dręczony reumatyzmem i miał jedno ramię bezwładne, chciał mimoto wstąpić do wojska, ale go nie przyjęto. Musiał jednak koniecznie coś czynić, a mógł działać tylko myślą. Sam jeden w swym samotnym domu, gdzie jedynem towarzystwem jego byli zmarła żona i zabity syn, całemi godzinami oddawał się swym namiętnym i burzliwym rozmyślaniom. Jak dziki zwierz w klatce, który szarpie żelazne kraty, obracały się one z wściekłością w kole wojny, ogrodzonem rowami strzeleckiemi, czekając niecierpliwie chwili, aby się stamtąd wyłamać i szukając chciwie wyłomu.
Artykuły Clerambaulta, na które zwrócili uwagę ujadacze dziennikarscy, doprowadzały go do wściekłości. Jakto? Chciano mu wyrwać z zębów kość nienawiści?... Chociaż przed wojną nie znał wiele Clerambaulta, nie mógł go już wtedy cierpieć. Jako pisarz, był mu wstrętny wskutek swej nowej formy artystycznej; jako człowieka, nienawidził go za jego miłość życia i ludzi, za jego demokratyczny idealizm, za jego optymizm nieco naiwny i za jego poglądy kosmopolityczne. Na pierwszy rzut oka, z instynktem człowieka cierpiącego na reumatyzm duszy i stawów, Vaucoux zamieścił Clerambaulta w klasie tych ludzi, którzy sprawiają przeciąg w domu o drzwiach i oknach zamkniętych, t. j. w ojczyźnie takiej, jak on ją rozumiał. Dla niego bowiem nie było innej. Dla niego nie było potrzebne podszczuwanie dzienników, aby widział w autorze „Odezwy do żywych“ i „Wybaczcie nam, o zmarli“, ajenta wrogów, wroga znienawidzonego.
I gorączkowe pragnienie zemsty, które go paliło, rzuciło się na tę nową ofiarę.




  1. „Szymon i ja zrozumieliśmy wtedy naszą nienawiść obcych, barbarzyńców i nasz egoizm, w którym zamykamy, wraz z sobą, całą naszą matą rodzinę moralną. Pierwszem staraniem się tego, który chce żyć, jest otoczyć się wysokiemi murami, ale do swego zamkniętego ogrodu wprowadza tych, którzy kierują się temi samemi formami uczucia i temi samemi interesami, co on“. (au Homme libre).
    W trzech wierszach trzy razy Sen człowiek wolny“ wyraża myśl „zamknąć się“, „zamknąć“, „otoczyć murami“...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Leon Sternklar.