Clerambault/Część czwarta/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Clerambault
Podtytuł Dzieje sumienia niezawisłego w czasie wojny
Wydawca „Globus”
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Sztuka“
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Leon Sternklar
Tytuł orygin. Clérambault
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część czwarta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Wielu młodzieńcom nie brakło chęci do zerwania z przeszłością i do wstąpienia w nieznaną im dzielnicę. Owszem, śpieszyli się raczej do tego celu. Nie wyszli jeszcze ze świata starego, a już twierdzili, że opanowują świat nowy. Tylko jaknajprędzej, bez żadnego wybiegu pośredniego! Jasne rozwiązanie kwestji: albo świadoma niewola w jarzmie przeszłości, albo rewolucja.
Tak pojmował tę rzecz Moreau. Z nadziei Clerambaulta, że nastąpi odnowienie społeczeństwa, uczynił pewność, a w upomnieniach jego, aby zdobywać cierpliwie, dzień za dniem, nową prawdę, wyczuwał odezwę do czynu gwałtownego, który ją natychmiast wymusi.
Wprowadził Clerambaulta w kilka kółek młodzieży intelektualnej, usposobionej rewolucyjnie. Nie były liczne; tu i tam znów znajdowano tych samych członków. Władza roztoczyła nad temi kółkami nadzór, co im dawało wagę, którejby bez tego nie miały. Władza, uzbrojona od stóp do głowy, rozporządzająca miljonami bagnetów, policją, organami wymiaru sprawiedliwości, posłusznemi we wszystkiem, a mimo to zawsze niespokojna, nie mogąca ścierpieć, aby kilkunastu ludzi, o duszach niezawisłych, zgromadzało się, by o niej wypowiadać swoje zdanie. A przecież nie wyglądali oni na spiskowców. Czynili wszystko możliwe, aby ściągnąć na siebie prześladowanie, ale czynność ich ograniczała się jedynie na słowach. Bo i cóżby mogli czynić innego? Byli oddzieleni od wielkiego tłumu swoich stronników duchowych, których wchłaniała wielka machina wojny, których połykała armja i których zwracała dopiero wtedy, gdy byli niezdatni do użytku. Cóż jeszcze pozostało z młodzieży europejskiej w tyle, poza frontem? Ci, którzy się uchylali od służby na froncie i bardzo często dawali się używać do najnędzniejszych posług, aby tylko innych posyłano na rzeź i zapomniano o nich, że nie biorą udziału w walce. Oprócz nich zaś przedstawiciele — rari nantes — młodego pokolenia, którzy pozostali w służbie cywilnej, byli uwolnieni ze służby wojskowej z powodu zupełnej niezdolności do niej, do których się przyłączyło kilku ciężko rannych, jak Moreau. W tych ciałach, pokaleczonych i podkopanych, dusze były jak świece płonące w pokoju, w którym szyby w oknach były stłuczone; wypalały się, wykręcały i dymiły; każdy powiew mógł je łatwo zgasić. Przywykłe jednak do tego, by nie liczyć się z życiem, były jeszcze tembardziej płomienne.
Miały niekiedy nagłe przeskoki od skrajnego pesymizmu do najwyższego optymizmu. Te wahania gwałtowne barometru nie odpowiadały zawsze linji pochyłej, na której się toczyły wypadki zewnętrzne. Pesymizm był bardzo łatwy do wytłumaczenia; optymizm natomiast mógł prędzej budzić zdziwienie, gdyż w istocie trudnoby było znaleźć dla niego wytłumaczenia. Była ich przecież tylko garstka ludzi, nie mogąca nic przedsięwziąć, a każdy dzień zdawał się na nowo zadawać kłam ich zamiarom. Ale im gorzej rzeczy stały, tem bardziej oni zdawali się być zadowoleni. Posiadali optymizm straceńców, tę szaloną wiarę mniejszości fanatycznych i uciskanych. Po zbrodniach starego porządku świata, które go doprowadzają do zniszczenia, oczekują one nowego porządku świata i nie troszczą się wcale o to, czy same przytem nie ulegną zniszczeniu, a wraz z niemi wszystkie ich marzenia. Ci młodzi nieustępliwi, z którymi się Cleramabault spotykał, starali się przedewszystkiem przeszkodzić częściowemu spełnieniu ich marzeń w ramach starego porządku. Hasłem ich było wszystko albo nic. Uczynić świat lepszym? Coż znowu? Niech będzie doskonały albo niech zginie! Była to wiara mistyczna w wielki przewrót, wywołany drogą rewolucji; rozpalała najsilniej mózgi tych, którzy najmniej się oddawali marzeniom religijnym. A byli na tym punkcie bardziej religijni od najszczerzej wierzących synów kościoła. O szalony rodzie ludzki! Zawsze ta sama wiara w absolut, która wiedzie szaleńców wojen między państwami, szaleńców wojen między poszczególnemi warstwami społecznemi i szaleńców pokoju do tego samego upojenia, ale także do tych samych nieszczęść. Możnaby prawie sądzić, że ludzkość, gdy w chwili tworzenia wynurzyła się z płonącego mułu, została dotknięta udarem słonecznym, z którego już się nie wyleczyła i który ją od czasu do czasu wtrąca napowrót w stan silnej gorączki...
Albo może też należy widzieć w tych mistykach rewolucji zwiastunów przemiany, która ukrywa się w rodzie ludzkim, która może się przygotowywać przez całe wieki i która może nigdy nie nastąpi? Albowiem w przyrodzie jest tysiące możliwości ukrytych dla jednego tylko spełnienia się, w czasie zakreślonym dla ludzkości.
I może właśnie to uczucie niejasne tego, coby mogło być i co nigdy nie nastąpi, nadaje niekiedy mistycyzmowi rewolucyjnemu inną formę, rzadszą i bardziej tragiczną, pesymizm egzaltowany, gorączkowy urok ofiary. Ilużto widzieliśmy tych rewolucjonistów, potajemnie przekonanych o przytłaczającej sile złego, o nieuniknionej klęsce ich wiary, którzy się jednak upajają miłością dla pięknej zwyciężonej... „...sed vi eta Catoni...“ i nadzieją, że zginą dla niej, że będą burzyli i że sami zostaną zgładzeni! Zdaje się, że w sercu nawet najbardziej zmaterializowanego człowieka tli zawsze iskra wiecznego płomienia, nadziei poniewieranej, zawodowej, a jednak wciąż powracającej, marzenia wszystkich uciskanych o innym świecie lepszym.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Leon Sternklar.