Boruta (Wójcicki, 1922)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Władysław Wóycicki
Tytuł Boruta
Pochodzenie Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
Wydawca Zakłady Graficzne Wiktora Kulerskiego (Gazeta Grudziądzka)
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Grudziądz
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Boruta.

Boruta, jestto nazwa sławnego dyabła, co dotąd siedzi pod gruzami Łęczyckiego zamku. Żyje długo, bo już niemal cztery wieki przeżył; teraz przecie musiał się zestarzeć, gdyż wielce się ustatkował i mało o sobie daje wiadomości. Imię to, było głośnem szeroko i długo; a nie jeden Piskorz szlachecki, chciawszy dogryźć sąsiadowi, przeklinał: »Żeby go Boruta zdusił, albo łeb ukręcił!« a dyabeł chętny złorzeczeniu, dopełniał nieraz życzenia.
W pobliżu zamku Łęczyckiego, mieszkał szlachcic niewiadomego nazwiska i herbu, rosły i silny. Nikt z nim nie mógł się mierzyć na szable; bo za pierwszem złożeniem, przeciwnikowi silnym zamachem wytrącił oręż z ręku. Jak się raz plecami o zrąb domu oparł, całe sąsiedztwo nie dało mu rady.
Stąd szlachcic dostał przydomek Boruty; bo mówiono powszechnie, że musiał mu dyabeł Boruta pomagać, kiedy wszyscy nie podołali jego sile i mocy: a że nosił siwą kapotę, dla różnicy od prawdziwego dyabła, dostał przydomek siwy: tak więc zwał się Siwy Boruta.
Od onej chwili, nikt go nie zaczepił; każdy pomijał lub ustępował z drogi: nawet w gospodzie pijana szlachta, kiedy porwała się do broni, na sam głos Siwego Boruty, wychodziła do sieni, albo na podwórze i tam karbowała sobie dymiące łysiny.
To uszanowanie, a raczej bojaźń sąsiadów, co znali moc żylastej prawicy, wbiła go w dumę. Uniesiony nią nieraz w zuchwałej przechwałce odgrażał, że jak złapie prawdziwego Borutę, to mu karku nakręci: a skarby, których pilnuje, zabierze. Uważano nieraz, że wtedy słyszeć się dawał w piecu lub za piecem śmiech szyderski.
Siwy Boruta, kiedy pił, a — pił nie lada, bo najtężsi bracia Piskorze nie mogli go przepić; — zawsze pierwszą szklankę wypijał na zdrowie dyabła Boruty: a słyszano odgłos zaraz gruby, przeciągły: »dziękuję!«
Siwy Boruta miał dużo pieniędzy; ale wkrótce w hulance roztrwonił; postanowił przeto dostać się do skarbów i wziąść z parę mieszków złota od »swego miłego pana brata«, jak nazywał dyabła Borutę.

A w kącie na bryle złota siedział sam Boruta.


O samej północy, zapaliwszy latarnię, zuchwały szlachcic, ufając swojej sile i szabli, poszedł do lochów. Wyostrzoną demeszkę trzymał wydobytą z pochew pod pachą, a latarnią rozświecał ciemnotę do koła panującą. Ze dwie godziny chodził po zakrętach; nareszcie wybiwszy drzwi jedne ukryte w murze, ujrzał skarby; a w kącie, na bryle złota, siedział sam Boruta w postaci sowy, z iskrzącemi oczyma.
Zbladł i zadrżał na ten widok zuchwały szlachcic: spocił się potężnie ze strachu; po chwili przyszedłszy do siebie, wyrzekł z cicha z ukłonem i pokorą:
»Mnie wielce miłościwemu panu bratu kłaniam uniżenie!«
Sowa kiwnęła głową, co rozweseliło nieco siwego Borutę. Ukłoniwszy się raz jeszcze, zaczął wypełniać siwej kapoty kieszenie i mieszki które przyniósł, złotem i srebrem. Tak je obładował, że zaledwie mógł się obrócić.
Już świtać zaczęło, a szlachcic nie przestawał garściami zciągać złota: w ostatku nie mając go gdzie włożyć, począł w gębę sypać; a że miał niemałą, nasypał dosyć i znowu ukłoniwszy się stróżowi, wyszedł z lochu. Zaledwie stanął na progu, kiedy drzwi się same zatrzasnęły i ucięły mu całą piętę.
Kulejąc, a krwią znacząc ślady kroków swoich, przeładowany skarbami, dobywając ostatki siły, tak dawniej głośnej, ledwo doszedł do domostwa.
Upuścił na podłogę złoto i srebro, wypluł z napchanej gęby, a sam padł wysilony i słaby. Odtąd miał dużo pieniędzy, ale siłę stracił i zdrowie. Przestękał całe życie; i gdy w kłótni o miedzę wyzwał sąsiada, ten, którego dawniej jednym palcem obalał Siwy Boruta, pokonał bogacza i zabił.
Domostwo jego pustkami zostało; nikt zamieszkać nie chciał, bo sam dyabeł Boruta często przesiadywał w starej wierzbie, bo na podwórzu rosła; odwiedzał izbę i alkierz, pozostałe skarby przenosząc napowrót do zamku łęczyckiego.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Władysław Wóycicki.