Bezimienna/Tom II/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Tabor więźniów na pograniczu już ziem polskich, wieczorem smętnego dnia, późnej jesieni, zatrzymał się w małem miasteczku, w którem zawczasu opatrzone dlań były kwatery. Nie dla więźniów zaprawdę, bo ci, obstawieni strażą, mogli noc spędzić w jakiem ogrodzonem podwórzu lub szopie i nikt się nie troszczył o to, że po zimnej lub słotnej nocy z posłania na barłogu połowa się już nie podniosła... ale dla dworu jenerała i kilku towarzyszących mu oficerów oczyszczono porządniejsze domy, bez ceremonii precz z nich wyganiając mieszkańców.
Miasteczko wołyńskie, wysunięte ku Podolowi już, w którem tabor się ów zatrzymał, nie leżało właściwie na drodze oddziału, ale szło ich naówczas tyle wszystkimi gościńcami, były tak opustoszone stacye, tak niewygodne noclegi po przejściu kilku partyi, iż jenerał dla wygody chorej umyślnie sobie wybrał jak najmniej uczęszczaną.
Na dwa dni naprzód oczyszczono jedyną w miasteczku kamienicę, a na poblizkim cmentarzu, do którego przypierały zabudowania gospodarskie proboszcza, mieli się mieścić więźniowie. Liczba ich od wyjścia z pod Warszawy uszczupliła się znacznie — pomarło wielu, uciekło trochę, wykupili się niektórzy, obłożnie chorych pozostawiono przy różnych komendach i lazaretach. Jednakże, gdy ta garść nieszczęśliwych w półkożuszkach, danych im przez litość, lub pokupowanych za grosz ostatni, w siermięgach i łachmanach, z twarzami w płachty poobwijanemi, zjawiła się na rynku miasteczka, ze wszystkich domów zbiegł się milczący tłum, który żołdacy rozpędzać gwałtem musieli. W najtwardszych ludziach, nawykłych do walk z pierwszemi życia potrzebami, z głodem i mrozem, z chorobą i nędzą bez pomocy, widok tych jeńców obudzał uczucie zgrozy i litości.
Dla jenerała oczyszczony dom żydowski był wcale przestronny i porządny. On jeden wznosił się o piętro wyżej nad inne, nizkie po większej części, nędzne zajazdy, wśród których ledwie kilka nieco szlachetniej wyglądało.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.