Głos z nizin bije... — O błogosławiony Duch, co zdjąć umie słoneczne swe szaty I złotych marzeń odrzucić korony, A zaś się zniżyć i w progi wejść chaty, Co jest poszyta snopami żytniemi, A być ubogim z ubóstwem swej ziemi! Albowiem jego królestwo jest boże, Braćmi dlań będą ptaszęta podniebne, A gdy zawoła, przybiegną doń zorze I poczną świecić jakoby służebne; I wzejdzie pierwsza jutrzenka mu złota Nad pustkę nędznych siół i czarne wrota.
Głos z nizin bije... — O błogosławiony Duch cichy, który w tęskliwej zadumie Obchodzi pola smętne i zagony, A zasłuchany jest w zbożowym szumie, I w szmerach łężnych traw i w lasów ciszy, Aż ich westchnienie i jęk ich posłyszy! Albowiem z tych on, co ziemię posiędą, A na wschód słońca powiodą swe pługi, I zaorywać lemieszem swym będą Czarne ugory, niepłodne czas długi, I po wyciętych zadrzewią się borach W świeżości wiosny i w życia kolorach.
Głos z nizin bije... — O błogosławieni Ci, co są smutni i ci, którzy płaczą,
A w sercu mają grot krwawych ościeni, A na grzbiet szatę wdziewają tułaczą, I wielki, ciężki krzyż na barkach niosą, Póki ich ziemia pod łez stoi rosą! Albowiem oni przybliżą dzień boży, W którym radością odetchną narody, A zaś się źródło nadziei otworzy I puści się zeń ożywczy zdrój wody, I ludy ziemi pokrzepi swą mocą, Iż pójdą w wielki bój ze złem — i z nocą.
Głos z nizin bije... — O błogosławiony Duch, który łaknie, i duch, który pragnie Sprawiedliwości, za nędznych miljony, Aż szale życia przychyli i nagnie, Aby się równo ważyły pod niebem — Dla ciemnych z światłem, i dla głodnych z chlebem! Bowiem nasycon w łaknieniu swem będzie I ujrzy gniazda skowrończe w spokoju, I powołane jastrzębie przed sędzię, I czoło w słońce wzniesione z pod znoju, A uciszone zostaną otchłanie, I krzyk przepaści i ciemnic ustanie.
Głos z nizin bije... — O błogosławiona Dłoń miłosierdzie nad braćmi czyniąca, Dłoń blizka temu, co więdnie i kona, Dłoń jaśniejąca promykiem miesiąca, By nie urazić słonecznym rozświtem Oczu, schylonych przed dziennym błękitem! Ona albowiem oderwie pieczęcie Wieku, co przyjdzie bez ognia i miecza, I potępienie odmieni w zaklęcie, Pod którem dusza zakwitnie człowiecza I świat obejmie uściskiem, i boży Sąd wszechprzebaczeń nad ziemią otworzy.
Głos z nizin bije... — O błogosławione Serce, co swojem kochaniem objęło Wszystko, co nędzne jest i co wzgardzone, I Chrystusowe wypełnia tu dzieło, Wiodący rzesze zarannych zórz drogą, A w nienawiści nie mając nikogo! Albowiem jemu oglądać jest danem Boskość ukrytą w łachmanach nędzarzy, I być ludzkości najwyższym kapłanem, I ofiarować u złotych ołtarzy
Ducha, gdy tchnieniem najświętszem owionie Czoło skazańca, — wdeptane w proch skronie.
Głos z nizin bije... — O błogosławieni Pokój czyniący nad ludem i światem, Siewacze ciszy, co idą schyleni, By zasypywać miłości swej kwiatem Przepaście czasów, a nic się nie nużą, Trzymając serce wzniesione nad burzą! Albowiem oni synami bożemi Nazwani będą przez ludzkie plemiona, A z ich posiewu urośnie mir ziemi, I będzie kawka w swem gnieździe uśpiona, I wyjdzie tęcza na lądy i wody, I kainowe odmienią się rody.
Głos z nizin bije... — O błogosławiony Duch, co dla prawdy zostaje w ucisku, A od upału nie miewa uchrony, Ani zażyje snu przy swem ognisku, Ni wykołysze swej młodej nadziei, Ale tak szczwany jest, jak jeleń w kniei! Albowiem z krzywdy narodzi się prawo, A z jego męki narodzi się siła, A na tych drogach, gdzie stopą szedł krwawą, Kwiat z siebie wyda wyklęta mogiła, A wiatr zniszczenia, co szatą mu miota, Rozniesie za nim nasiona żywota.
Głos z nizin bije ... Ja słucham go w ciszy, I zadumana dziś jestem o Tobie... A jeśli przyszłość jest, która go słyszy, Jeżeli wszystko nie kończy się w grobie, Jeśli istnieje to, co zwiemy cudem, — Błogosławionaś Ty między swym ludem!