Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część szósta/XXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVII.

Szóstego dnia miały się odbyć wybory na urzędy gubernialne. Obydwie sale, mniejszą i większą, zapełnili obywatele w mundurach rozmaitego rodzaju. Wielu przyjechało wyłącznie na ten dzień. W salach spotykali się znajomi, którzy nie widzieli się od lat wielu, gdyż jedni mieszkali stale na Krymie, drudzy w Petersburgu lub Moskwie, inni zaś za granicą. Koło stołu przykrytego zielonem suknem, nad którym wisiał portret cesarza, tłoczono i sprzeczano się.
Szlachta w obydwóch salach grupowała się stronnictwami, a z niedowierzających, nieprzyjaznych jej spojrzeń, z ciągłego szeptania po korytarzach i kątach widać było, że każda strona starała się nie zdradzić swych tajemnic przed przeciwnikami.
Według wyglądu zebrani dzielili się wyraźnie na dwie kategorye: starszych i młodszych. Starsi byli przeważnie albo w zapiętych pod szyję obywatelskich mundurach nie pierwszej nowości, przy szpadach i w stosowanych kapeluszach, albo w dawnych mundurach wojskowych różnych rodzajów broni. Mundury starszych obywateli, szyte podług dawnej mody, z małymi fałdami na plecach i rękawach, były przeważnie za krótkie i za ważkie, jak gdyby ich właściciele wyrośli z nich. Młodsi zaś nosili porozpinane mundury, długie i szerokie, oraz białe kamizelki, lub też mundury zarządu sprawiedliwości, z czarnymi kołnierzami, haftowanymi laurowymi liśćmi. Mundury dworskie, wyróżniające się od innych, również należały do młodszych.
Podział na młodszych i starszych podług wieku nie odpowiadał podziałowi na stronnictwa. Lewin zauważył, że niektórzy młodzi należą do partyi zachowawczej, niektórzy zaś obywatele w podeszłych już latach skupiali się koło Świażskiego i byli widocznie gorącymi stronnikami partyi postępowej.
Lewin stał w mniejszej sali, gdzie palono papierosy i gdzie stał bufet; w sali tej zebrało się kółko jego znajomych, Lewin podszedł do niego i przysłuchiwał się rozmowom, wysilając napróżno umysł, aby zrozumieć, o czem mówiono. Siergiej Iwanowicz był środkiem, koło którego grupowała się reszta zebranych. Koznyszew rozmawiał teraz ze Świażskim i Chlustowem, marszałkiem jednego z powiatów. Chlustów, należał do partyi Siergieja Iwanowicza i Świażskiego, nie zgadzał się jednak iść w imieniu swego powiatu do Śnietkowa i prosić „go, aby postawił swą kandydaturę, do czego Świażski namawiał go usilnie, a i Siergiej Iwanowicz również był za tem. Lewin nie mógł się domyślić co za cel może mieć przeciwna partya w proszeniu marszałka, którego nie życzyła sobie widzieć wybranym, aby poddawał się balotowaniu.
Stepan Arkadjewicz, który przed chwilą wypił i zakąsił przy bufecie, zbliżył się ku nim w swym mundurze podkomorzego, obcierając usta pachnącą, batystową chusteczką z kolorowymi szlakami.
— Zajmujmy pozycyę, Siergieju Iwanowiczu! — zawołał, rozczesując bokobrody i, przysłuchując się rozmowie, potwierdził zdanie Świażskiego.
— Dosyć jednego powiatu, a o Świażskim powszechnie wiadomo, że należy do opozycyi — zauważył. Wszyscy zrozumieli go prócz Lewina.
— Co Kostusiu, chyba i tyś rozsmakował się? — dodał Stepan Arkadjewicz, zwracając się do Lewina i ujmując go pod rękę. Lewin, chociaż i pragnął rozsmakować się, ale nie mógł zrozumieć o co idzie i, oddaliwszy się parę kroków od rozmawiających, zwierzył się Stepanowi Arkadjewiczowi, iż nie wie w jakim celu należy prosić marszałka.
O suncta simplicitas! — zawołał Stepan Arkadjewicz i krótko a zrozumiale wytłumaczył Lewinowi rzecz całą.
Gdyby, jak to miało miejsce na przeszłych wyborach, wszystkie powiaty prosiły gubernialnego marszałka, to wybranoby go samemi białemi gałkami; w tym roku jednak nie trzeba tego było. Teraz zaś ośm powiatów zgodziło się prosić, jeżeli zaś dwa nie będą go prosiły, to Snietkow może odmówić i nie stawiać swej kandydatury, a w takim razie partya konserwatywna będzie mogła wybrać kogobądż innego ze swych stronników. Jeżeli zaś tylko jeden powiat Świażskiego nie będzie prosił, to Snietkow podda się głosowaniu, zostanie wybranym, gdyż będą mu naumyślnie kłaść białe gałki; tym sposobem przeciwna partya zostanie wprowadzoną w błąd i będzie oddawała swe głosy kandydatowi stronnictwa postępowego. Lewin niby to zrozumiał i chciał zadać jeszcze parę pytań, gdy nagle wszyscy zaczęli rozmawiać, krzyczeć i tłoczyć się do większej sali.
— Co takiego? Co? Kogo? Pełnomocnictwo? komu? po co? Odwołują! Nie, nie pełnomocnictwo! Nie pozwalają Flerowowi? To i cóż, że pod sądem? Nie możemy na to pozwolić! Prawo! — słyszał Lewin z różnych stron i razem z innymi, którzy spieszyli się niewiadomo dokąd, i którzy obawiali się widocznie spóźnić, udał się do większej sali, gdzie koło stołu sprzeczali się marszałek gubernialny, Świażski i paru innych agitatorów.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.