Przejdź do zawartości

Anielka w szkole/Na jarmarku

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Na jarmarku.

Nadszedł drugi poniedziałek Marca, wielki dzień świąteczny, w którym odbywał się jarmark. We wsi zapanowała ogólna radość, i nawet ptaki rozświergotały się już w gałęziach zieleniejących drzew. Strumyk skakał wesoło z kamienia na kamień, a nad doliną zawisł tak przecudny blask słoneczny, że każdy musiał się domyśleć, iż święto nadchodzi.
Anielka wyszła przed dom, rozejrzała się dokoła i wygładziła z dumą swój śnieżnobiały fartuszek.
— Czekaj, ja też idę! — zawołała Cesia z sąsiedniej chaty, powiewając swym jasnym warkoczykiem na wietrze. — Ile masz pieniędzy? — zapytała, podbiegając do przyjaciółki.
— Piętnaście groszy.
— Ja tak samo!
— Pokaż!
Cesia wyciągnęła z kieszeni dużą czerwoną chustkę do nosa i rozwiązała węzełek. Trzy monetki pięciogroszowe ukazały się roziskrzonym oczom Anielki.
Zdaleka dochodziły dźwięki orkiestry, w takt której kręciła się krauzela, um, ta, ta — um, ta, ta!
— Chodźmy! — zawołała Anielka i ująwszy się za ręce, obydwie dziewczynki pobiegły.
Karuzela połyskiwała w słońcu i kręciła się jak oszalała! Wszystkie koniki były zajęte. Z maleńkich bryczuszek śmiały się uszczęśliwione dziecięce oczy.
Muzyka zamilkła i karuzela zatrzymała się. Poczęto się tłoczyć. Anielka wsiadła na gniadego konika. Hops, siedziała już na grzbiecie i niby królowa poczęła rozglądać się dokoła. Ukradkiem zerkała na swe wyczyszczone buciki i nowe pończoszki w białe i niebieskie paski.
— Wszyscy będą je oglądać, — pomyślała, czerwieniąc się z radości.
Karuzela poczęła się kręcić, muzyka zagrała, a Anielka pochyliła się nad łbem swego konika, trzymając go kurczowo za uzdę. Cesia powiała ku niej chusteczką, została biedaczka na dole, nie mogąc zdobyć żadnego miejsca. Serce Anielki omal nie wyskoczyło z piersi.
— Płacić! — zawołał jakiś głos zdołu.
Anielka podała pięciogroszówkę.
— Ach, to Anielka tutejszego malarza — rzekła właścicielka karuzeli, — zatrzymaj swoje pięć groszy, będziesz mogła jeszcze raz zadarmo się przejechać, tylko pozdrów mamusię!
Anielka uśmiechnęła się. Jak to dobrze, że ojciec przed dwoma laty odmalował te koniki i bryczuszki, bo ona przecież może teraz całkiem zadarmo przejechać się na karuzeli.
Karuzela zatrzymała się znowu, lecz Anielka ze swego konika nie zsiadała. Tuż obok niej zwolnił się drugi konik. Anielka położyła rękę na jego grzbiecie.
— Cesiu, Cesiu! — zawołała na całe gardło.
Cesia podbiegła. Dzieci na konikach były zadyszane z radości, a karuzela poczęła się znowu kręcić. Um, ta, ta, um, ta, ta!
Anielka spięła swego konika ostrogami. Pragnęła galopować za góry, za lasy, aby przekonać się, co tam się znajduje.
— Hej, koniku, hej! — wołała, a oczy jej błyszczały radością.
Karuzela znowu zatrzymała się. Dzieci wysiadły. Z zarumienionemi policzkami Anielka stała na placu. Ludzie biegali tam i napowrót. Z lewej i z prawej strony ciągnęły się długie szeregi straganów. Ku niebu wzbijały się głośne okrzyki.
— Piękne towary! Broszki, kolczyki, naszyjniki, piękne towary prawie darmo!
Anielka i Cesia przystanęły. Jeden ze straganów poprostu oblężony był przez dzieci. I one do tego straganu podeszły. Ołówki, farby, śliczne gąbki, piórniki, tabliczki i szyferki, wszystko rozłożone było na straganie. Szyferki owinięte były zielonym, czerwonym, błękitnym i żółtym glansowanym papierem. Anielka sięgnęła do kieszeni.
— Kup sobie! — szepnęła do jej ucha Cesia.
Za pięć groszy Anielka dostała pięć przecudownych szyferków.
— Spójrz! — pokazała je z dumą Gieńce powroźnika Hieronima. Gieńka potrząsnęła kędzierzawą główką, aż zadzwoniły połyskujące szklane kolczyki w uszach.
— Ach, jakie śliczne!
— Gdzie je kupiłaś?
— Tam, dalej koło strumyka, gdzie się zaczynają stragany. Musicie tam pójść, to zobaczycie najpiękniejsze rzeczy!
Cesia z Anielką pobiegły w tę stronę.
Nie odeszły daleko, bo co chwilę przystawały, rozglądając się z ciekawością.
— Wystawa, piękna wystawa! — wołał jakiś człowiek, podrzucając ku górze czerwoną maleńką czapeczkę. — Najpiękniejsze widoki świata tylko za dwadzieścia groszy, za dwadzieścia groszy!
Dziewczynki przystanęły z otwartemi ustami, przyglądając się tajemniczej budzie sprzedawcy.
Aneczka Stykówna zbliżyła się do nich, liżąc zawzięcie ogromny cukierek na patyku. Anielce ślinka napłynęła do ust. Dłużej nie mogła wytrzymać i pociągnęła za sobą Cesię.
— Fiu, fiu, fiu! — rozbrzmiewało ze wszystkich stron. Gromada dzieciaków z gwiżdżącemi kogucikami, natarła na Cesię i Anielkę.
Weronka sołtysa promieniała radością. Trzymała w ręku kolorowy wiatraczek z papieru, który wesoło obracał się na wietrze.
— Teraz i ja chcę coś kupić — postanowiła Cesia, przyśpieszając kroku. Dwie monetki pięciogroszowe poprostu wypalały jej dziurę w kieszeni. Znalazły się tuż przy kładce, przerzuconej przez strumyk.
— Patrz, to tutaj Gieńka kupiła swoje kolczyki — zawołała nagle Anielka. Istotnie takie same kolczyki leżały na straganie, a tuż przy nich piękne czerwone korale, zielone bransoletki, pierścionki i broszki.
— Dwadzieścia groszy za sztukę, tylko dwadzieścia groszy! — wołała handlarka z zapałem.
Dziewczynki spojrzały na siebie w przerażeniu, lecz już po chwili Anielka szepnęła Cesi do ucha:
— Chodź, tam dalej jest o wiele ładniejszy stragan z tańszemi rzeczami!
I słusznie. Na następnym straganie uśmiechały się do dzieci pokryte lukrem serduszka z pierników, maleńkie trąbki z ciasta, cudowne ptaszki z różowemi oczkami z cukru. W głębi wznosił się stos różnokolorowych cukierków na patykach, orzechów i innych cudowości.
— Muszę coś kupić, — buntowała się Cesia, podskakując na jednej nodze.
— Ja także!
— Co kupimy?
Dziewczynki poczęły się naradzać, i wreszcie po długim namyśle, każda z nich wzięła czerwony duży cukierek na patyku, a do tego piernikowego ptaszka. Uszczęśliwione odeszły od straganu.
— Chodź, pójdziemy nad strumyk, — namawiała Cesia, — tam będziemy mogły spokojnie nasze zakupy obejrzeć.
Słońce śmiało się do dzieci. Cesia i Anielka usiadły tuż przy sobie nad brzegiem strumyka. Lizały zawzięcie swe cukierki na patykach, zanurzając je od czasu do czasu w wodzie.
— Na całym świecie chyba niema nic lepszego od cukierków na patyku, — orzekła uradowana Anielka. — Jak będę dorosła, całe pieniądze wydam na cukierki.
— Ja także, — skinęła główką Cesia, czyniąc to postanowienie całkiem poważnie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.