Żywot Józefa/VIII
VIII.
Tu już synowie do Jakóba przyjechali z żytem
z Egiptu, i powiadają mu o swych przygodach
a to:
ROZPRAWA ÓSMA
ROZMOWCE
JUDAS — RUBEN — JAKÓB
(JUDAS:)
Panu Bogu bądź chwała,
panie ojcze miły,
Gdy cię zdrowo widziemy,
Mychmy też z sobą zboża
przywieźli nie mało,
A chociachmy nie wszytcy
przyjechali cało.
JAKÓB wita syny, a dowiaduje się o szóstego:
Witajcież moje dziatki,
me wszytko kochanie!
Razem radość przypadła
razem i lękanie,
tak mi powiadacie —
Prze Bóg i cóż się stało?
przecz mi znać nie dacie?!
A nie frasujcie długo
Boć na tę ma zawżdy przyść
jaki kłopot nowy.
SYNOWIE powiadają o dziwnych swych sprawach
w Egipcie:
panie ojcze miły,
Iż tam został Simeon
są słuszne przyczyny.
Ale już patrzaj tego
Aż go w rychle oglądasz
sam, dali Bóg, zdrowo.
Bo Pan Bóg iście dziwy
tam stroił nad nami,
nie możemy sami:
Gdyśmy przyszli do miasta
dziwnie obfitego,
Nie mając tam żadnego
Ujrzelichmy człowieka
wielkiej wielmożności,
Który to tam szafuje
tych zbóż obfitości.
blisko przystąpić bał;
Znalazł z nami rozmowę
by nas od roku znał.
Pytał nas o wszytek ród,
Ziemie, sprawy, zwyczaje
jakie też tu mamy,
A nawięcej o tobie
i o bratach drugich,
rozmów dosyć długich.
Łzy mu się z oczu mówiąc
z nami wymiotały[1],
I strach, i dziw iście tam
Potym po onej wszytkiej
tak długiej rozmowie,
Powiedział nam, zda mi się,
iżeście szpiegowie,
przy mnie zostawicie,
Aż mi się z czasem słusznie
z tego wyprawicie.
A gdy poznam was prawe
I za zboże na poły
mniej pieniędzy dacie,
A na znak Beniamim
chce by tam był z nami,
tak po światu sami;
Iż mamy ojca, bracią,
ine przyjacioły,
A z ich wolą jeżdziemy
Takechmy tam tym kształtem
zostawili brata,
Ale gdy się sprawiemy
święta to utrata;
barzo snadnie przydzie,
A to jego więzienie
nam na dobre wydzie.
JAKÓB nie chce posłać Beniamina:
nadobnie sprawili,
A pirwszych wszytkich błędów
znowu poprawili.
Nie daj tego miły Bóg,
Bych tam dać miał swe dziecię,
źleć-by się to stało:
Bom po drugim ledwie żyw
com je marnie stracił,
skarby nie zapłacił.
A jeszcze się do siebie
drugiego napiera —
Wszak co na to mam wspomnieć
RUBEN namawia Jakóba o brata:
Panie ojcze, już nam wierz
prawdęć powiadamy,
Dziwną my łaskę skrytą
A snadź jeszcze dziwniejszą
nad nami objawi, Gdy nas ten brat z mnimania
u niego wyprawi.
jako my baczemy,
Iż go w wielkiej radości
zasię przyniesiemy.
JAKÓB nie chce pozwolić a żyto każe sypać:
a wysypcie żyto...
Drogieć by to mnię dziećmi
od was płacić myto;
Boć mnię to już o zdrowie
Zdarzy Bóg, iż ten starszy
tam jako wynidzie.
JUDAS z swego woru żyto wysypał:
Owoż żyto, panie ojcze,
A prosimy raczysz przestać
już tego uporu.
Lepiej ci się Panu Bogu
ni w czym nie przeciwić,
raczy nas używić.
JAKÓB się dziwuje ujrzawszy pieniądze w życie:
Pan Bóg z nami! co to widzę
za pieniądze w życie?
ku pirwszym obficie...
Już ja widzę, żeście wy
pewnie coś zbroili,
A w więzieniu prze ten wasz błąd
RUBEN i sam się dziwuje pieniądzom:
Już ci mię też i samego
czemuś strach zajmuje,
A barzo się moja głowa
Bo gdy nam żyto oddawał
sam zapieczętował,
I rozkazał by tak każdy
aż do domu chował.
sam w żyto pieniędzy,
Alboć Pan Bóg już też przejrzał
na nas w naszej nędzy;
Bowiem temu kiedy raczy
Bo i żyto na pieniądze
gdy chce może zmienić.
Ale już jakoż się kolwiek
to nad nami stało,
dusze we mnię mało.
A już cię ojcze prosim
nic się nie rozmyślaj,
A na łaskę pana swego
Widzisz, iżeć coś dobrego
Pan Bóg nam sprawuje,
Bo ten hojnie komu raczy
łaską swą szafuje.
Bych to wiedział, by to z jego
wolej pochodziło,
Snadź i na śmierć moje dziecię
posłać było miło;
z jakiejś omylności,
Teraz się nam przytrafują
takie przypadłości.
SYNOWIE mu się sprawują, JUDAS mówi:
tak zapamiętali,
Abychmy już ani prawdy
ani wstydu znali?
Już nam możesz pewnie wierzyć,
Ale tak jako się stało
przed tobą mówiemy.
JAKÓB już przyzwala syna posłać:
Przyzwolęć ja wam na wszytko,
Ale strzeżcie, abyście go
jako nie stracili.
A snadź byście mię posiali
tak żywo do piekła,
dusza prawie wściekła.
JUDAS na garło i na dzieci brata wyręczył:
Już go ja, panie, przymuję
na opiekę sobie;
iż ji wrócę tobie.
A dali Bóg przydziemyć tu
z wesołą nowiną,
I wszytcy spełna będziemy
A w tym z radością obaczysz
łaskę pana swego,
A my cię już poruczamy
tu w opiekę jego.
Ach, mój Panie wszechmogący,
Boże sprawiedliwy,
I gdzież się ja indziej uciec
człowiek mam teskliwy?
który cieszysz smutne,
Choć też na mię przypadają
przygody okrutne.
Ale iście takich ludzi
Którym by się nad mię przygód
więcej przydawało.
Ale gdyż jest tak twa wola,
nic mi nie żal tego,
miłosierdzia twego.
A kogo tu snadź nawięcej
na świecie frasujesz,
Tym hojniejszą potem łaską
A tak i ja pomniąc na to
nic w tym nie cknę sobie,
A puruczam miły panie
swe kłopoty tobie;
gdy chcesz, snadnie łuczyć,
A jako masz kogo cieszyć,
nie trzeba cię uczyć.