Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom IV/Część trzecia/Rozdział IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Żyd wieczny tułacz
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk "Oświata"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Juif Errant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.
ADRJANNA I DŻALMA.

Książę zbliżył się powoli do panny Cardoville.
Pomimo gwałtownej namiętności młodego Indjanina, jego niepewny, nieśmiały krok dowodził mocnego wewnętrznego wyruszenia. Jeszcze nie śmiał spojrzeć na Adrjannę; nagle bladość okryła mu twarz, a piękne jego ręce, z religijnem uszanowaniem złożone na piersiach, zwyczajem, oznaczającym cześć w jego kraju, mocno drżały; zatrzymał się na kilka kroków przed Adrjanną lekko schyliwszy głowę.
Adrjanna powstała z krzesła i drżącym głosem rzekła do Dżalmy:
— Książę, szczęśliwa jestem, że go tu przyjąć mogę — potem, wskazawszy portret, na ścianie nad nią wiszący, dodała jakgdyby przedstawiała księcia trzeciej osobie: — Książę... moja matka...
Była to delikatna myśl Adrjanny, chcącej przez to dać poznać księciu, że przy rozmowie jej z Dżalmą obecną będzie jej matka. Było to zabezpieczenie siebie i księcia od zapędów pierwszego spotkania, tem bardziej mogącego obłąkać, że oboje wiedzieli o swej gorącej i wzajemnej miłości; że oboje byli zupełnie niezależni.. Książę zrozumiał myśl Adrjanny; i dlatego, gdy dziewica wskazała mu portret swej matki. Dżalma pełnem szczerości, wdzięku i prostoty poruszeniem, schylił się z uszanowaniem przed portretem, i rzekł męskim, dźwięcznym
a przytem miłym głosem, zwracając mowę do obrazu:
— Kochać cię i uwielbiać będę, jak własną moją matkę. I twoja matka także, w mej myśli, będzie obok swej córki.
Siadając sama, rzekła do Dżalmy, wskazując mu na stojące krzesło:
— Proszę usiąść... kochany kuzynie... i pozwól mi tak cię mianować, bo uważam za zbyt etykietalną nazwę książę, i nawzajem proszę nazywać mnie także kuzynką... Ten zwyczaj przyjąwszy, pomówmy ze sobą najprzód po przyjacielsku.
— Tak, moja kuzynko — odrzekł Dżalma, zarumieniwszy się przy tych słowach.
— Ponieważ przyjaciele winni być dla siebie nawzajem otwarci — odrzekła Adrjanna — najprzód więc oświadczyć ci muszę, mój kuzynie, że mam żal do ciebie — dodała z uśmiechem spojrzawszy na księcia.
On, zamiast usiąść, stał oparty o kominek, w postawie pełnej wdzięku i uszanowania.
— Tak, mój kuzynie... — mówiła dalej panna de Cardoville — spodziewam się, że mi przebaczysz ten żal... oto, czekałam na ciebie... spodziewając się nieco prędzej twego przybycia...
— Moja kuzynko, zarzucisz mi może, że nie przybyłem trochę później.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— W chwili, kiedy wychodziłem... z mego mieszkania, mężczyzna, którego nie znałem, zbliżył się do mnie do powozu... i powiedział mi tak szczerze, iż musiałem mu uwierzyć: — możesz ocalić życie człowiekowi, który był ojcem dla ciebie... marszałek Simon znajduje się w wielkiem niebezpieczeństwie... lecz, chcąc mu pośpieszyć na pomoc, trzeba udać się ze mną natychmiast...
— To była zasadzka — zawołała z żywością Adrjanna — ledwie godzinę temu przybył tu marszałek Simon...
— On.. — zawołał Dżalma uradowany — a więc nie doznam smutku w tym błogim dniu.
— Ale, mój kuzynie — mówiła Adrjanna — jakim sposobem nie dałeś wprowadzić się w błąd temu nasłańcowi?
— Na mój rozkaz wsiadł do mego powozu. Niespokojny będąc o marszałka i w rozpaczy, że wiele upłynie czasu, który z tobą miałem spędzić, moja kuzynko, zadawałem jedne po drugich pytania temu człowiekowi.
I często nie wiedział, co ma mi odpowiedzieć. Wtedy przyszło mi na myśl, że to może zasadzka. Przypomniawszy sobie, ile to już razy i różnymi sposobami usiłowano oddalić nas jedno od drugiego... zmieniłem natychmiast drogę. Na to moje postanowienie, ów towarzyszący mi człowiek opuścił powóz, nie posiadając się ze złości; pomyślawszy jednak o marszałku Simon, czułem jeszcze niepokój, który szczęściem ty, moja kochana kuzynko, ode mnie oddalasz.
— Ludzie ci są nieubłagani — rzekła Adrjanna — ale szczęście nasze będzie silniejsze od ich nienawiści.
Po chwilowem milczeniu rzekła ze zwykłą szczerością.
— Jak mogłeś odważyć się pokazywać publicznie z.
— Z ową dziewczyną... rzekł Dżalma, przerywając Adrjannie.
— Tak, mój kuzynie?...
— Nie znając krajowych obyczajów, ani zwyczajów — odpowiedział Dżalma niezmieszany, gdyż prawdę mówił — obłąkany rozpaczą i zdradzieckiemu radami człowieka, zaprzedanego naszym nieprzyjaciołom, sądziłem jak on mnie zapewniał, że, udając w twej obecności miłość dla innej, wzbudzę w tobie zawiść, i że...
— Dosyć już, mój kuzynie, rozumiem wszystko rzekła żywo Adrjanna. — Jedno jeszcze słowo rzekła — lubo pewna jestem szczerości twej odpowiedzi; czy nie odebrałeś listu, który do ciebie napisałam zrana tegoż dnia, kiedy widziałam cię w teatrze?
Dżalma nic nie odpowiedział; twarz jego nagle się zachmurzyła i na chwilę przybrała wyraz tak groźny, iż zlękła się Adrjanna.
Lecz niebawem to gwałtowne oburzenie złagodniało; czoło Dżalmy znowu się wypogodziło.
— Byłem łaskawszy, niźli mi się zdawało — rzekł książę do Adrjanny, ze zdziwieniem mu się przypatrującej. — Chciałem przybyć do ciebie... godny ciebie... moja kuzynko. Przebaczyłem temu, który, dla usłużenia moim nieprzyjaciołom, podał mi wtedy, i potem jeszcze podawał, zgubne rady... Teraz pewien jestem, że ten człowiek ukrył przede mną twój list...
— Tak więc przeminęła już niebezpieczna przeszłość. Oh! tak, już daleko od nas ta nieszczęsna przeszłość! — zawołała panna de Cardoville z wielką radością.
I, jakgdyby oddalając z serca ostatnie myśli, zasmucić ją mogące, mówiła dalej:
— Do nas teraz należy przyszłość, cała przyszłość.. przyszłość czysta, wesoła, pogodna... horyzont tak jasny w swej całej niezmienności, iż granic jego nie można dojrzeć...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.