Życie Mahometa/Rozdział XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Washington Irving
Tytuł Życie Mahometa
Pochodzenie Koran (wyd. Nowolecki)
Wydawca Aleksander Nowolecki
Data wyd. 1858
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XIX.
Henda podnieca męża i korejszytów do zemsty. Korejszyci ruszają na wyprawę; Henda towarzyszy im z niewiastami. Bitwa pod Ohud: Okrutny tryumf Hendy. Mahomet pociesza się, poślubiając Hendę, córkę Omeya.


Im groźniejszą się stawała potęga Mahometa w Medynie tém większym pałali gniewem Korejszyci Mekki.
Henda nie dała na chwilę spokoju mężowi, podburzając go do krwawéj zemsty nad mordercami syna, wuja i brata. Również jéj się domagał Akrema syn Abu-Jala, który odziedziczył po ojcu nienawiść dla proroka.
Trzeciego tedy roku Hegiry, w rok po bitwie nad Bederem, wyruszył w pole Abu-Safian z trzema tysiącami wojowników korejszyckich. Z licznymi posiłkami plemion arabskich Kanana i Tehama, siedmset wojowników zbrojnych było w pancerze i dwustu jeźdźców. Akrema i Kaled-Ibn-al-Waled rycerz nieustraszonéj odwagi służyli jako dowódzcy pod jego rozkazami. Sztandary niosło plemie Abd-al-Dar, które od niepamiętnych czasów zasiadało pierwsze w radzie, w pierwszym szeregu szło do boju i któremu zawsze powierzano sztandary. W tyle armji szła Henda z piętnastu przedniejszemi niewiastami Mekki, krewnemi rycerzy poległych nad Bederem; te już to rozdzierały powietrze łkaniem i jękiem, już to zachęcały wojowników do boju, odgłosem cymbałów i pieśni wojennych.
Przechodząc przez wioskę Abwa, gdzie spoczywały w mogile zwłoki Aminy matki Mahometa, z trudnością zdołano powstrzymać Hendę chcącą je zgwałcić. O ruchach nieprzyjaciela uwiadomił Mahometa, wuj jego Al-Abbas, wysełając mu pewnego gońca. Goniec spotkał go w wiosce Koba. Prorok bezzwłocznie pośpieszył do Medyny i zwołał radę. Czując się słabszym na siłach, chciał oczekiwać nieprzyjaciół w murach miasta, tegoż samego byli zdania doświadczeni rycerze, ale młodzi zagrzani wspomnieniem zwycięztwa nad Bederem, głośno domagali się wyjścia na spotkanie wroga.
Mahomet uległ ich naleganiu, gdy jednak przejrzał swe siły, nie naliczył jak tysiąc zbrojnych; stu zaledwie miało pancerze dwóch tylko było jezdnych.
Ci co tak głośno domagali się spotkania, ochłonęli z zapału i radzi byli pozostać w mieście. „Nie,“ zawołał Mahomet, niegodzi się by prorok chował do pochwy raz obnażony oręż; nie godzi się, by cofał kroki nim Bóg rozstrzygnie los jego.“ Mówiąc to, dał hasło wyruszenia w pochód.
Częścią jego oddziału złożoną z żydów, dowodził Abdallah-Ibn Obba. Mahomet odrzucił pomoc żydów, dopóki ci nie przejdą na jego wiarę, w przeciwnym razie, kazał wracać do domów; słysząc to ich protektor Abdallah, wrócił także z swemi Kazradytami do miasta, zmniejszając siły proroka do siedmiuset ludzi.
Z nieliczną tą garstką zajął prorok stanowisko na pagórku Ohud, o sześć mil od Medyny. Stanowisko to wzmocnione było od natury skałami, po bokach zaś zasadzeni łucznicy, mieli bronić wojsko od oskrzydlenia, i napadów konnicy. Prorok miał na sobie szyszak i dwie koszulki stalowe. Na jego mieczu wyryte były słowa „Bojaźń sprowadza hańbę, tchórzostwo nie ocali człowieka od jego przeznaczenia.“ Nie mając zamiaru osobiście czynny brać w walce udział, miecz ten powierzył dzielnemu rycerzowi, Abu-Dudżana, który poprzysiągł walczyć nim, dopóki nie stępi albo nie skruszy. Prorok z wysokości wzgórza miał patrzéć na pole bitwy. Korejszyci ufni w przemagającą liczbę, zbliżyli się do podnóża pagórka z rozwiniętemi sztandary. Abu-Safian, dowodził środkiem, jezdców ustawiono po obu skrzydłach. Lewem dowodził Akrema syn Abu-Jala; prawem Kaled-Ibn-al-Waled. Stanąwszy w obliczu nieprzyjaciela Henda i jéj towarzyszki uderzyły w kotły i poczęły śpiewać pieśń wojenną; od czasu do czasu, wykrzykując nazwiska walecznych poległych pod Bederem: „Odważnie synowie Abd-al-Dara! wołały na chorążych. Na przód zgóry na wroga!“
Mahomet powściągał zapał swoich żołnierzy; rozkazując im trzymać się odpornie w wyniosłem stanowisku. Szczególnie też przykazywał łucznikom nieopuszczać ważnego miejsca.
Bitwa rozpoczęła się szarżą jazdy lewego skrzydła, na których czele biegł Akrema. Gradem strzał powitano ich i cofnęli się w nieładzie.
Widząc to Hamza wydał okrzyk wojenny Muzułmanów: Amit! Amit! Śmierć Śmierć! i rzucił się z swym oddziałem na nieprzyjaciela. Przy jego boku był Abu-Dudżana z orężem Mahometa w ręku, z czerwoną przepaską na czole, na któréj napisane było: „Pomoc przychodzi od Boga! zwycięztwo lub śmierć!“
Dudżana jak lew cisnął się w tłum wrogów, siejąc śmierć za każdym ciosem, wołając: „Miecz Boga i jego proroka“ siedmiu chorążych z plemienia Abd-el-Dar, padło trupem, — środek począł się chwiać. Muzułmańscy łucznicy pewni że bitwa wygrana, zapominając rozkazu proroka, wysunęli się z swego stanowiska, wołając; „Zdobycz! zdobycz!“ widząc to Kaleb, zwarł rumaka, zajął opuszczoną przez nich pozycję, a natarłszy na muzułmanów z boku i z tyłu, zmusił jednych do ucieczki, rozproszył drugich. W czasie najzaciętszéj walki, jeździec zwany Obij-Ibn-Chalaf, przedarł się przez tłumy wołając: „Gdzie Mahomet? Nie masz dla nas spokoju, dopóki on żyje“ Słysząc to prorok, porwał oszczep z rąk obok stojącego żołnierza, i przeszył nim bałwochwalcę. „Tak to mówi pobożny Al-Dżannabi, legł marnie wróg Boga, co śmiał parę lat wprzódy grozić prorokowi, mówiąc: „Przyjdzie dzień, w którym zginiesz z mej ręki“ „Strzeż się“ odpowiedziano mu: „jeśli spodoba się Bogu, ty sam legniesz z mojéj dłoni.“ W czasie najzaciętszego boju, kamień wyrzucony z procy dosięgnął Mahometa w usta, przeciął mu wargę, i wybił przedni ząb, drugą ranę otrzymał od strzały w twarz, z której grot żelazny pozostał w ciele. Hamza zadając cios śmiertelny wojownikowi nieprzyjacielskiemu, przeszyty został oszczepem przez Waksę niewolnika etjopskiego. Mosaab-Ibn-Omar, chorąży Mahometa padł także, lecz Ali pochwycił mu z rąk omdlewających sztandar i dzierżył go do końca walki.
Mosaab, podobny był twarzą do proroka, rozniosła się tedy wieść między nieprzyjaciółmi o śmierci Mahometa. Podwoiło to siły Korejszytów, Muzułmanie pierzchnęli w rozpaczy unosząc z sobą Abu-Bekera i Omara rannych, Raab jednakże syn Maleka, poznawszy Mahometa po zbroi leżącego między poległymi i rannymi, zawołał: „Prawowierni! Prorok Boży żyje jeszcze, na pomoc, na pomoc!“ Zwrócili się Muzułmanie, pochwycili rannego w swoje ramiona, i unieśli go na szczyt wzgórza, z postanowieniem bronienia się do ostatniego. Korejszyci jednak pewni, iż poległ prorok, nie ścigali ich, ale rzucili się plądrować rannych i poległych. Henda i jéj okrutne towarzyszki przewodniczyły wtem ochydnem dziele, Henda chciała wyrwać i pożreć serce poległego Hamzy.
Abu-Safian wznosząc na spisie trupa, wołał zjeżdżając w tryumfie ze wzgórza: „Los wojny jest zmienny: Bitwa pod Ohud, następuje po bitwie nad Bederem.“
Po cofnięciu się nieprzyjaciela, Mahomet zeszedł ze skały, i zwiedzał pole bitwy. Na widok zwłok Hamzy znieważonych i poszarpanych, zakrwawiło się serce jego, i w uniesieniu żalu poprzysiągł na siedmdziesięciu nieprzyjaciołach podobnież się pomścić. Żal jego miał ukoić Gabrjel zapewnieniem, iż Hamza policzony został do mieszkańców nieba, pod nazwą: „Lwa Boga i jego proroka“
Ciała poległych pogrzebano, jak było można, tam gdzie padli. Mahomet zabronił towarzyszom opłakiwać tę stratę obcięciem włosów i rozszarpaniem sukien, ale dozwolił im łzy wylewać.
Noc po bitwie przeszła w największéj niespokojności, spodziewano się co chwila napadu Korejszytów.
Następnego dnia, pociągnął do miasta, trzymając nieprzyjaciół na oku, za nadejściem nocy, rozniecono ognie strażnicze. Abu-Safian dowiedział się wreszcie, że Mahomet ocalał, czuł się za słabym, by uderzyć na miasto, mając w sąsiedztwie resztki oddziału Muzułmanów. Poprzestając tedy na odniesionych wawrzynach, zawarł z Prorokiem zawieszenie broni na rok, i powrócił tryumfując do Mekki.
Mahomet pocieszał się w strapieniu, zaślubiając Hendę córkę Omeya, człowieka potężnego wpływu. Była ona wdową, a za życia męża schroniła się do Abissynji. Miała podówczas lat dwadzieścia ośm, syn jej zwał się Sahna, zkąd ją zwykle nazywano Omm-Sahną, to jest matką Sahny. Słynna z wdzięków, odmówiła ręki swej Abu-Bekerowi i Omarowi. Mahomet nawet z razu, nie zbyt obiecującego doznał przyjęcia. „Niestety” zawołała „jakiegoż szczęścia spodziewać się może prorok Boży ze mną? Nie jestem już młoda, mam syna, jestem zazdrosna:” „Co do wieku,” odrzekł Mahomet, „o wieleś młodsza odemnie? Co do twego syna, zastąpię mu miejsce ojca, co zaś do twéj zazdrości, będę Allaha błagał, by ci ją wykorzenił z serca.”
Osobne mieszkanie przyrządzono dla nowéj żony, koło meczetu. Sprzęty jéj domowe, składały się z worka owsa, młynka i faski tłuszczu.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Washington Irving i tłumacza: Anonimowy.