Życie Buddy/Część trzecia/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor André-Ferdinand Hérold
Tytuł Życie Buddy
Podtytuł według starych źródeł hinduskich
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



*   I.   *

M

Mahapradżapati dumała. Znaną jej była już znikomość świata, radaby była opuścić pałac swój w Kapilavastu i wieść żywot pustelniczy,
— Jakże szczęśliwy jest Mistrz! — myślała. — Jak szczęśliwi uczniowie jego! Czemuż nie mogę wstąpić w ich ślady i żyć, jak oni? Odpychają jednak kobiety, nie przyjmują nas do gminy wiernych i zostać muszę smutna w tem mieście, będącem mi pustynią i w tym pałacu pustym także!
Martwiła się, nie chciała przywdziewać szat wspaniałych i rozdała klejnoty służbie, chcąc być pokorną wobec istot żyjących. Pewnego dnia, rzekła sobie: — Mistrz jest dobry, ulituje się nade mną, pójdę doń przeto, a może zechce mnie przyjąć do gminy wiernych.
Mistrz przebywał właśnie w gaju, niedaleko Kapilavastu. Mahapradżapati stanęła przed nim i ozwała się nieśmiało:
— Mistrzu! Ty sam jeno i uczniowie twoi żyjecie naprawdę szczęśliwie. Radabym, jak ty i towarzysze twoi, kroczyć ścieżką zbawienia. Uczyń mi łaskę i przyjmij mnie do gminy wiernych.
Mistrz milczał, a ona podjęła na nowo:
— Czyż mogę być szczęśliwą wśród świata, którego nie kocham? Poznałam znikomość jego uciech, pragnę iść drogą zbawienia. Przyjm mnie do gminy! Dużo kobiet pragnie mnie naśladować. Uczyń nam łaskę i przyjmij nas!
Mistrz milczał dalej, a ona podjęła raz jeszcze:
— Nie zdołam już wyżyć w pałacu. Miasto zaległy ciemności! Ciężą mi złotolite szaty, naramienniki. Chcę wkroczyć na drogę zbawienia. Kobiety skromne, nabożne, pragną mnie naśladować. Daj kobietom możność wstąpienia do gminy wiernych.
Po raz trzeci nic nie odrzekł Mistrz. Mahapradżapati wróciła, płacząc, do pałacu. Nie mogąc się jednak pogodzić z klęską, postanowiła iść raz jeszcze i błagać Mistrza.
Był on w wielkim gaju pod Vaisali. Mahapradżapati ucięła sobie włosy, wdziała odzież grubą, rudawej barwy i poszła do Vaisali.
Drogę odbyła pieszo, bez skargi znosząc trudy. Okryta kurzem, stanęła przed komnatą, gdzie medytował Budda, nie śmiejąc wejść. Stała, roniąc łzy gorzkie, gdy nadszedł Ananda i spytał:
— Czemuż to, o królowo, przybyłaś tu w tym stroju i na co czekasz u drzwi Błogosławionego?
— Nie śmiem przed nim stanąć! — odparła. — Trzy razy już odrzucił mnie, przychodzę tedy po raz czwarty prosić o to, by raczył przyjąć kobiety w poczet członków gminy.
— Wstawię się za tobą, królowo! — powiedział Ananda.
Wszedł do komnaty i rzekł Mistrzowi:
— O Błogosławiony! Czcigodna Mahapradżapati, królowa nasza, stoi u drzwi twoich, nie śmiejąc spojrzeć ci w oczy, z obawy, że znowu nie spełnisz jej prośby. Prośba ta wcale nie jest niedorzeczną. Cóż stoi na przeszkodzie wysłuchaniu jej? Była ci ona matką, o Błogosławiony, dobrą i godną, czemużbyś nic miał jej przyjąć do gminy? Dużo jest też kobiet obdarzonych świętością i męstwem, godnych kroczyć drogą zbawienia.
— Nie żądaj, Anando, przyjęcia kobiet do gminy wiernych! — odrzekł Mistrz.
Ananda wyszedł i stanął przed królową.
— Co powiedział Mistrz? — spytała trwożnie.
— Odrzucił prośbę twoją. Ale nie trać otuchy. Nazajutrz stanął Ananda ponownie przed
Mistrzem i rzekł:
— Mahapradżapati jest jeszcze w gaju i duma nad szczęsną młodością swoją. Maja była piękna pośród wszystkich kobiet i spodziewała się syna. Siostra jej szlachetna i niedostępna zazdrości ukochała dziecko, zanim jeszcze przyszło na świat. Wreszcie narodziło się ku radości świata, a Maja zmarła. Mahapradżapati dobrą była dla sieroty. Był wątły, przeto chroniła go od przeciwności, dawała mu mamki odpowiednie, oddalała złą służbę i otaczała troskliwością wielką. Gdy podrósł, nie opuściła go także, spełniając każde życzenie i uwielbiając go. Osiągnął on szczęście najwyższe, stał się drzewem słoniącem mędrców, ona zaś prosi o najskromniejsze miejsce w cieniu jego. On jednak odmawia jej pokoju upragnionego. Nie bądź niesprawiedliwym, Mistrzu, i przyjm Mahapradżapati w poczet członków gminy.
Zadumał się Mistrz, potem zaś rzekł głosem uroczystym:
— Idź, Anando, do Mahapradżapati i powiedz, że ją przyjmuję, ale musi się poddać regule bardzo surowej. Oto przepisy dla kobiet gminy: Choćby mniszka spędziła sto lat w zakonie, winna wobec mnicha, przyjętego w ciągu bieżącego dnia, okazywać cześć niezmierną, wstając i oddając mu pokłon. Mniszki winny spowiadać się publicznie przed mnichami z grzechów swoich i słuchać nauki przez nich głoszonej. Mniszka, która zgrzeszy ciężko, ponosić będzie karę publiczną przez dni piętnaście. Zanim zostanie przyjęta do zakonu, winna mniszka przez dwa lata żyć w wytrwałości i cnocie. Zakonnice nie mają prawa napominać zakonników, ci zaś mają prawo udzielać im wskazówek i napomnień. Oto reguły obowiązujące mniszki, poza przepisami ustanowionemi dla mnichów.
Uszczęśliwiona Mahapradżapati przystała na regułę dla kobiet przepisaną, wstąpiła do zakonu, a w kilka już miesięcy potem dużo kobiet poszło w jej ślady.
Ale dnia jednego rzeki Mistrz do Anandy:
— Wiedz, o Anando, że długo trwałaby była czystość i prawdziwa wiara żyłaby tysiąc lat w zakonie, gdyby nie weszły doń kobiety. Ponieważ to jednak nastąpiło, czystość i wiara prawdziwa potrwają jeno lat pięćset.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: André-Ferdinand Hérold i tłumacza: Franciszek Mirandola.