Przejdź do zawartości

Śmierć Daniela

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Orkan
Tytuł Śmierć Daniela
Pochodzenie Warta
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Zakładu Narodowego im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów; Warszawa; Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XII.
ŚMIERĆ DANIELA.

Zginął Daniel, przewodnik tatrzański. Wielu w Tatrach pochłonnych zginęło — i obyło się na podaniu faktu. Jest jednak w śmierci Danielowej pewien rys bohaterstwa, który każe imię jego włączyć w legendę.
Któż to był Daniel?... Jeden ze starszych gazdów pod reglami, których już, niedobitków wsi pośród otoczy kramów i hoteli, niewielu poostało. Jan Gąsienica po rodzie się pisał, a zwano go, jak tu powszechnie w użyciu, po zawołaniu: Daniel.
Bywającym pod Tatrami znana to była postać — raz przewodnika, raz fiakra, bo i tem się przy czasie trudnił — najczęściej koło poczty widywana: rostu niewysokiego, zwarta, czerstwa jeszcze i ruchliwa, o twarzy wsze uśmiechniętej, o rudych bokobrodach, zagadująca ich literacko („bo mnie wej, panie, wykołysał wiater“) Tetmajerem, Sabałą, Suleją; coś miarkująca z prostoty rzeczy minionych, a już w baroku ninie jarmarcznym zbłądzona.
Mimo tych zmyleń myślowych, co się często wysoce naucznym trafia, Daniel zachował w naturze swej łączącą go z dawnemi laty ślebodę, Danielową swoistą niezależność. Mówią o tem choćby te „śtrafy“, jakie żona zapłaciła zań, gdy fiakrował, za niestosowanie się do zarządzeń władz co do miejsc postoju, szybkiej jazdy i t. p. Nie chodziło tu o taksę, o zarobek. Daniel-fiakier bogacza-gościa pominął, a jechał z tym, co wiedział, że się z nim ucieszy. Tańczyć szczególnie lubiał. Gdzie okazja się zdarzyła — w karczmie, w schronisku, przy watrze, ba, przy koniu na ulicy — tańczył.
A drugą naturą jego były Tatry. Chodził w nie jako przewodnik, a i sam wybiegał w góry dla uweselenia duszy abo poprostu z ciekawości; co też tam, jako też tam, czy już śnieg zlazł, czy stawy puściły... Nic to, że roki szły, siedemdziesiątka się zbliżała. Daniel w naturze się nie starzał.
Aże przyszła ta zima — mroźna, pogodna, bezśniegowa. W Zakopanem cicho, jak w Witowie. Ni gości, ni nart, ni zawodów. Daniel musiał się nudzić. W góry go słońce ciągnęło — i może ta ostatnia radość...
Zdarzył się gość, młody student, Tatr nie znający...
— Pojedziemy, panie, do Morskiego?
Pojechali. W drodze powrotnej namówił go Daniel, by szedł z nim w Tatry. Niechętnie pono, lecz dał się przykłonić. A w Tatrach szreń — skały oślizgłe — lody; żaden przewodnik iśćby się nie ważył. Są tu letkomyślności, Danielowej naturze właściwe, które zresztą śmiercią swą zapłacił.
Wyruszyli z połednia na Halę Gąsienicową. Tam w schronisku zanocowali. Tam też Daniel 70-letni dla rozruszania kości ćwierć nocy przetańczył. Rano poszli przez Zawrat do Pięciu Stawów. Stąd pod wieczór chcieli spuścić się do Roztoki.
Ruszyli wzdłuż potoku nadół, ku Siklawie. Lecz ziemia i skały omarznięte — trafili na spadek trudny — iść się nie dało. Tedy Daniel doradza — jak to zapewne nieraz czynił: — na ciupadze zjechać.
Bierze pod się ciupagę — rusza pierwszy. Ujechał moment — trafia na kamień olodzony: poderwało mu nogi, porwało go — i już bez woli zjechał aż na próg potoku, łamiąc stopami lód i wpadając do wody.
Student, który stał jeszcze na miejscu, słysząc wołanie z dołu, obszedł powoli zmarzlinę — z godzinę to może trwało — zbliżył się ku Danielowi, który tkwił w lodzie zesłabły, a nie mogąc zejść ku samemu niemu, rzucił mu pętlę związaną i wyciągnął go ku sobie.
— Słabo mi — mówi Daniel. — Podłózcie mi co pod głowę.
A gdy mu ów podsunął plecak:
— Cuję, ze tu juz umrę. Uściskajcie mie, panie.
Noc się zbliżała...
Serce Daniela ustawać poczęło: — Dotąd — powiada — dotąd...
Tedy w momencie tym ostatnim ocknął się w nim przewodnik. Cudowną mocą dźwignął się napoły i dłoń unosząc:
— Tędy idźcie, — pokazał, — potem na prawo... wdół... traficie prosto na drogę...
To rzekłszy, osunął się na ziem. I już nie żył.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Jaki bądź on żywot był — a, widzimy, nie cale ubogi — śmierć owa rzuca refleks na cały jego trud żywotny wstecz; przez nią, niby przez bramę lodową, wchodzi Daniel-przewodnik w galerję postaci wysokich ze „skalnego Podhala“.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Orkan.