Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 351 —

otworzyć pukającym żołnierzom, a byli to podoficerowie z jego chorągwi, którym stawić się był kazał po ordynanse. Trokim chwilkę się zatrzymał, podsunął się ku stołowi i coś z pod swej kurty kozackiej wyciągnął.
Był to jakiś przedmiot zawinięty w grubą, brudną szmatę. Watażka rozwinął go, obejrzał z uśmiechem i zostawił na stole.
Był to przepyszny szczerozłoty puhar, misternie rzeźbiony, otoczony do koła wieńcem szlachetnych kamieni... Puhar ten, który zdawał się być nadzwyczaj wysokiej ceny, wypełniony był po same brzegi iskrzącemi się połyskiem złota plastrami...
— Może jeszcze nie wierzy... — mruknął Trokim, wychodząc do drugiego pokoju — ot ma na pokazanie, niewierna dusza...
I otworzywszy okno wyskoczył z pokoju do ogrodu razem ze swym wiernym psem Bimbaszą.
Opuściwszy Kamieniec, watażka wracał do janczynieckiej karczmy. Przez drogę myślał nad czemś ponuro, a od