Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jako konfidentka, musiałbym się jeszcze o tym przekonać.
„Zimna kokota“ podała mu szybko rękę i, uśmiechając się rzekła:
— Jeszcze się spotkamy, panie komisarzu! Dziś o 10 wieczór oczekiwać będę pana na tym samym miejscu. Pa!
Oddaliła się szybkim krokiem.
Szczupak miał ochotę zatrzymać ją, skierować do Urzędu Śledczego, by tam podać badaniu. W krzyżowym ogniu pytań wyjawi wszystko. W ostatniej chwili zrezygnował z tej myśli. Nie chciał, by w Urzędzie Śledczym dowiedziano się o jego przejściu w suterynie Krygiera. „Zimna kokota“ mogłaby o tym powiedzieć. Najadłby się wstydu.

Szczupak skierował się do Urzędu śledczego. Na biurku swoim znalazł plikę papierów, pism i ważnych dokumentów, które czekały na jego podpis lub załatwienie.
Zabrał się energicznie do roboty. Ale nie mógł skupić myśli. Wbrew woli i wysiłku nie mógł uwolnić się od wrażenia, jakie na nim wywarła „Zimna kokota“. Chwilami zdawało mu się, że ona jest tuż przy nim. Ciągnęło go ku niej. Wstydził się tych uczuć i myśli, ale zwalczyć ich nie był w stanie. „Zimna kokota“ miała w sobie coś takiego, co przyciąga, jak magnes. Umiała wkradać się do myśli mężczyzny i nie dawać mu długo o sobie zapomnieć.
— Ta banda umyślnie nasłała mi tę kokotę, by mnie dostać w swoje podstępne sieci. Ale ja to nie Wołkow. Mnie nie wezmą na ten kawał.
Znów pożałował swego kroku, że nie zatrzymał „Zimnej kokoty“. Nie był zadowolony także z tego, że odbył z nią poufne spotkanie. Nie miał teraz żadnych wątpliwość!, że „Zimna kokota“ miała za zadanie skom-