Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie — wzruszył ramionami Dowmunt — wojny nie chce, ale pokoju kontrybucją opłacać nie myślę.
— Pan jest człowiek interesu. Panie Dowmunt, ja panu powiem: pan trochę ustąpi, moi klijenci trochę ustąpią… Najlepiej byłoby, gdyby pan zechciał z nimi samymi pogadać. Jeżeli pan zgodzi się, to oni tu jutro rano przyjadą.
Andrzej zgodził się. Zdawał sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia, postanowił jednak do końca być twardym.
Nazajutrz adwokat Siemiatycki zjawił się w towarzystwie trzech starszych już Żydów. Dowmunt z zadowoleniem poznał wśród nich starego znajomego z łuckiej podróży, Jakóba Klajnadla. Ten natomiast nieco zdetonował się.
— No, jakże panie Klajnadel, — zapytał niemal wesoło Dowmunt — czy nie miałem racji, gdy pana ostrzegałem przed możliwościami mojej „psychologji“?
— Czyż ja nie mówiłem, że mogą być wyjątki? — odparł kupiec.
Pertraktacje szły opornie i Dowmunt musiał przedłużyć swój pobyt w Toruniu jeszcze o jeden dzień, chociaż dr. Grzesiak wyzwał go do Warszawy.
Wreszcie dobito targu. Stanęła niepisana umowa, której Andrzej, niestety, nie mógł nazwać swoim sukcesem.
Delegaci kupców zbożowych zgodzili się jedynie na prawo „Adrolu“ do wykupywania zboża z tych majątków, w których prowadzi roboty inwestycyjne. Natomiast Dowmunt musiał się zrzec na lat dziesięć wszelkich prób handlu zbożem, posiadane zaś zobowiązał się sprzedawać kupcom według ich okręgów, z tem wszakże, że otrzymywać będzie najwyższą cenę sezonu.
Kupcy ze swej strony zobowiązali się stale dzierżawić zbożowe magazyny „Adrolu“ i wpłacić na ręce Dowmunta trzysta tysięcy złotych tytułem odszkodowania za straty, z tem wszakże, że wycofane zostaną wszel-