Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo dyskretny w sprawach handlowych. Na tem ostatnim słowie położył szczególny nacisk, co natychmiast zorjentowało Lenę, że podejrzenia jej towarzysza idą w zupełnie niegroźnym kierunku.
Zapytała więc z dawną swobodą:
— Na miły Bóg, gdzie się pan tak piekielnie opalił? Na jakiej plaży słońce jest tak nielitościwe?
— Na najmodniejszej plaży Atlantydy.
— Nie rozumiem.
— Według najnowszych plotek, w czasach bardzo dawnych, za króla Ćwieczka, a może jeszcze wcześniej, istniał kontynent zwany Atlantydą…
— Wiem, wiem! Był nawet taki film, w którym królowa Atlantydy miała coś w rodzaju męskiego haremu.
— Tak? Możliwe. Otóż według tychże badań najmilszem miejscem wypoczynku Atlantydy była dzisiejsza Sahara.
— Sahara? A cóż pan tam robił?
— Niestety nie byłem w męskim haremie królowej. Handlowałem, plantowałem, fabrykowałem.
— Więc pan mieszka w Afryce?
Zaczął opowiadać. Służba już dawno sprzątnzła nakrycia, pociąg wciąż mijał nowe stacje. Lena z wielkiem zaciekawieniem słuchała jego opowieści. Jej zielone oczy utkwione w wargi Andrzeja, połyskiwały płomykami.
Dowmunt mieszkał w Afryce, ale już nie mieszka. Był tam okrągłe lat dziesięć… O, Polskę zna dobrze, chociaż urodził się na dalekich jej kresach, które dziś są w ręku Rosji. Ba, sam walczył o nie. Był ułanem, lecz na wiele się nie przydał, gdyż już w miesiąc po wyruszeniu na front został ranny i kontuzjowany.
Lekarze niemal sparaliżowanego wysłali na Południe. Jak najdalej na Południe. Kair, Algier, Biskra, Tunis, Chartum, Kongo…
Najpierw kuracja, nasycanie ciała płynnym ultrafioletem słońca, później rokonwalescencja, wreszcie szara płachta „Tempsa“ z szczegółami Traktatu Ryskiego…