Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 2.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobrach kościoły, plebanie i szkoły Katolikom, wypędzając z nich dyssydentów, tak jak przed kilkudziesięciu laty oni sami lub ich ojcowie wyganiali katolicką księże, a osadzali ministrów. Ta jedna okoliczność podcięta bardzo byt różnowierstwa. Zygmunt, choćby najgoręcej pragnął, przeszkodzić temu nie był w stanie.
Episkopat też, dzięki nominacyom królów: Stefana i Zygmunta, wyszedł ze swej niepojętej obojętności, jaka go kaziła za czasów ostatniego Jagiellona i, świadom swych obowiązków, jął się naprawy tego, co ona oziębłością się popsuło. Więc na synodach zwłaszcza prowincyonalnych w latach 1589, 1607, 1621, 1628, domagali się biskupi od dyssydentów oddania zabranych nieprawnie kościołów, klasztorów, szkół i dóbr kościelnych.
Starostowie i dzierżawcy królewszczyzn, gdzie król z tytyłu katolickiego „pana“ miał prawo usuwać dyssydenckich ministrów; wojewodowie, kasztelani, burgrabiowie nawróceni już przez Jezuitów lub innych księży do „wiary ojców“, szli biskupom na rękę i dopomagali do wykonania królewskiego prawa. Dyssydenci w krzyk, że im się gwałt dzieje. Taki krzyk lat temu 40, 50, podnosili Katolicy z większem nierównie prawem; dyssydenci nań nie zważali, jeno grabili katolickie mienie. Teraz spotkał ich zasłużony odwet, oni skargi do króla o ów wrzekomy gwałt zanoszą. Ale w sądzie królewskim sądził sprawę kanclerz lub podkanclerzy, a był nim ksiądz lub gorliwy Katolik; prawa zresztą Katolików do swych dawnych kościołów i dóbr były jasne, nieprzedawnione, więc też sprawę przysądzał Katolikom. Napróżno skarżyli się na sejmikach i sejmach dyssydenci na stronniczość sądów i komisyi królewskich, że w nich zawsze przegrywają sprawę. Zygmunt, choćby chciał zmienić tok spraw i rzeczy, nie mógł, a sprawiedliwego dekretu jako król katolicki zawiesić lub cofnąć nie chciał.
Na małoby się to zresztą przydało, bo po rokoszu społeczeństwo polskie, jako takie, zwłaszcza po miasteczkach i miastach, oświadczyło się przeciw dyssydentom, było im wprost wrogie, więc siłą i mocą odebrałoby dawne katolickie kościoły, choćby takiego dekretu króla nie było. Dekret ten do pewnego stopnia był dobrodziejstwem dla dyssydentów, bo ich chronił od niezliczonych gwałtów, napaści i tumultów.