Przejdź do zawartości

Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pojęłaś mnie i jeśli nadal robić będziesz takie postępy, to się wydłużą pyski innym kurtyzanom, jak proboszczowi, kiedy mu małe datki do skarbony lecą!
Ale, ale, siedząc ze starcami przy stole, nie czyść sobie zębów serwetką i nie płucz ust wodą, albowiem mogliby się urazić, szepcząc do siebie: „Oto wydrwiwa się z nas, że mamy chwiejące się zęby, które w gębie sztucznie woskiem przymocowujemy!
PIPPA: Właśnie, że będę je czyścić! Niech się martwią!
NANNA: Ani mi się waż!
PIPPA: No, dobrze już, dobrze!
NANNA: Zato, możesz w zębach porządek zrobić ukradkiem, wykłuwając je sobie patyczkiem z rozmarynu!
PIPPA: A jakżesz to będzie, kiedy pójdę z tymi starcami do łóżka?
NANNA: Ha, ha, ha! Trzeba przyznać, że ślicznie wyglądają w jednym tylko kaftaniku na gołem cielsku. Piękni, jak koczkodani! Przypominają sobie młodość, niby osły i oślice zielone chwasty i prawią nam dusery w słowach tak rozwlekłych, że napróżno siliłabym się je powtórzyć. Mimowoli przychodzą na myśl bajki piastunek, których dzieci ani w ząb nie rozumieją. Wtykają ci swą nadobną kiełbaskę do pięści, włażą na kark, jakbyś była kobyłą i każą ci się kręcić to w tą, to w tamtą stronę. Musisz ich drapać pod pachami