Przejdź do zawartości

Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przywiodłem prawdą do komnat i do uszu potężnych, na wieczną hańbę pochlebstwa i kłamu!
Aby nie umniejszać zasługi własnej, kładę tu słowa, wymówione przez pana Giann-Giacoppo z Urbino: „My, którzy życie w ofierze składamy, służąc książętom, my dworacy i mężowie zasługi, cieszymy się dzisiaj uznaniem i poważaniem u naszych panów, dzięki napomnieniom, jakich im szlachetny Pietro udzielił!“
A także cały Medjolan zna słowa z uświęconych ust szlachetnego, który w ciągu niewielu miesięcy wzbogacił mnie o dwa złote puhary! Aretino dla życia ludzi bardziej jest konieczny, niż wszystkie kazania, te bowiem na drogę cnoty jeno pospólstwo sprowadzają, jego zaś pisma wielkich panów.
Nie mówię tego, żeby się chełpić, ale tym sposobem posługiwał się już Eneasz, chcąc zdobyć imię w miejscu, gdzie go jeszcze nie znano. Na zakończenie weźcie ten podarek z tak wdzięcznem sercem, z jakim ja go dawam i w nagrodę polećcie mnie Don Pedrowi z Toledo, Markizowi da VillaFranca i vice-królowi Neapolu!




NANNA: A ty cóżeś sobie znów ubrdała? Cóż to za dąsy, fumy, gniewy, a rankory? Serce ci wali, bledniesz i czerwienisz się na przemiany! Nieznośny bachor z ciebie!
PIPPA: A tak, tak, muchy mi wlazły do nosa!