Przejdź do zawartości

Strona:Pietro Aretino - Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na to, aby ta, z którą mam spać, raczej język miała giętki, a nie dowcip.
Zaś jako niewiasta, dużo chętniej wolę dziarskiego rypałę w objęciach trzymać, niż mistrza Dantego!
Myślę też, że melodją słodszą od wszystkich pieśni dantejskich, jest ręka, która piersi obmacuje, niby struny harfy, zatrzymując się na wdzięcznych i wystających koniuszkach!
A kiedy ta sama ręka po świętościach zadka bębni, to muzyka taka milszą jest dla ucha, niż granie flecistów na papieskim dworze!
I tak mi się zdaje, jakbym ową dłoń jeszcze przed sobą widziała! Zaprzestaje muzyki i znowu do piersiątek powraca, które w gwałtownym oddechu podnoszą się i opadają, niby wełny na morzu.
PIPPA: O, jakież rozkoszne obrazy potraficie malować słowami! Hu! Aż mi się gorąco zrobiło; czułam, że ręka, o której mówiliście, dotyka mych piersi, sunie w dół, a potem, potem... ach! nie powiem, gdzie mnie chwyta!
NANNA: Poznałam twe wzruszenie po twarzy, która najpierw zbladła, a potem, cała się rumieńcem pokryła.
Ale teraz udajmy się z Florencji do Syenny. Syenneńczycy to cymbały, głuptasy, gawrony, ale dadzą się lubić, chociaż w ostatnich czasach pogorszyli się nieci. Mają ci oni w sobie coś z onej ogłady i uprzejmości wykwintnego florentczyka, tylko nie są tacy szczwani i nie spieszą się tak, jakby ich