Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał z kieszeni brzytwę dużą, jak nóż myśliwski i ostrzył ją na skórzanym pasku, przymocowanym do futerała. W tem z siąsiedniej izby dal się słyszeć piskliwy głos Celiny:
— Jeszcze czego! będziecie rozkładać te świństwa na stołach, przy których goście piją!... O! nie! nie mam ochoty, żeby ludzie znajdowali u mnie włosy w kieliszkach!
Była to przymówka do nieporządku w sąsiedniej karczmie, w której — jak powiadano — ludzie znajdowali w kieliszkach więcej włosów niż wina.
— Pilnuj tam soli i pieprzu a daj nam święty spokój! — ofuknął Maequeron, oburzony, że żona śmiała dać mu nauczkę wobec gości.
Bécu i Hyacynt parsknęli głośnym śmiechem! Dobrze jej tak! dostała przynajmniej po nosie. Kazali sobie podać kwartę wina kobieta przyniosła je i postawiła przed nimi, trzęsąc się ze złości. Oni zaś tasowali karty, rzucając je na stół z dziką jakąś zaciętością, jak gdyby walczyli o śmierć i życie. Atut! atut! wciąż atut!
Lengaigne namydlił był właśnie twarz swego klienta i trzymał go za nos, gdy na progu izby stanął pan Legueu, nauczyciel wiejski.
— Jak się macie, przyjaciele.
Przysunął się do pieca i stał w milczeniu, grzejąc sobie plecy, podczas, gdy Wiktor siedział obok graczy i z gorączkową ciekawością przyglądał się ich grze.