Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

imię było Olimpia, nazywano ją zaś Flądrą, bo ojciec, zrzędząc na nią od rana do wieczora, wymyślał jej za każdem prawie słowem:
— Oj, poczekaj przebrzydła Flądro, poczekaj!
Matką tego dziecka, wyrosłego jak dzika płonka była jakaś dziewczyna przybłęda, którą Hyacynt znalazł kiedyś nazajutrz po jarmarku śpiącą nad rowem i którą wziął do siebie ku wielkiemu zgorszeniu całej wioski. Podczas trzech lat wspólnego pożycia kłócili się oni nieustannie, wreszcie pewnego wieczoru, podczas żniw, kobieta uciekła z domu, zostawiwszy dziecko zaledwo odłączone od piersi. Dziewczynka rosła jak chwast na polu bez żadnej opieki i ledwie chodzić zaczęła, już gotowała jedzenie ojcu, którego uwielbiała i obawiała się bardzo. Nadewszystko jednak kochała swe gęsi. Z początku miała tylko parę, ukradzioną z podwórza sąsiedniego folwarku. Potem, dzięki jej macierzyńskim staraniom, stadko powiększało się stopniowo i obecnie składało się już z dwudziestu gęsi, które żywiła kradzionem ziarnem.
Z załamu skały ukazała się twarz Flądry, podobna do pyska kozy; trzymała w ręku pręt, którym popędzała gęsi. Ujrzawszy ją Hyacynt, zawołał ze złością
— Wracaj mi natychmiast i gotuj strawę! Ach! ty przebrzydła Flądro, pewnie nie zamknęłaś domu, wszystko nam pokradną!