Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bleau, w Saint Calais i w Courtalain dostarczają wielkiej ilości koni, wołów i nierogacizny.
W Beaucyi zaś największy dochód przynosiły owce. Gdy przed dwoma laty motylica zdziesiątkowała stada, mieszkańcy doszli do tak strasznej nędzy, że groziła im zupełna zagłada w razie dłuższego trwania klęski.
Hourdequin następnie począł rozpowiadać dzieje swej przeszłości, dzieje trzydziestoletniej walki z ziemią, której dotąd w zupełności pokonać nie zdołał. Brak kapitału dawał mu się zawsze we znaki, nie miał środków na odpowiednie użyźnianie pól, jedno tylko nawożenie marglem nie było zbyt kosztownem, chociaż nikt prócz niego nie uciekał się do tego środka. Toż samo i z nawozem: używano tylko nawozu z folwarku, co było niedostatecznem; sąsiedzi wyśmiewali się z niego, widząc, że próbuje nawozów chemicznych, których zły gatunek usprawiedliwiał zresztą ich szyderstwa. Co zaś do uprawy, musiał zastosować się do przyjętego powszechnie gospodarstwa trójpolowego, gdyż rozpowszechienie sztucznych łąk utrudniało wprowadzenie płodozmianu. Z maszyn rolniczych, jedną tylko młockarnię zaczęto wprowadzać w użycie. Było to straszne, do snu śmierci podobne odrętwienie rutyny, któremu on nawet — zdolny i postępowy — oprzeć się nie zdołał, cóż zatem mówić o włościanach, ludziach ciasnego umysłu i niechętnych wszelkim nowościom? Włościanin wołałby raczej umrzeć z głodu, niż zanieść garść ziemi z pola