Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

możliwe, aby w przeciągu kwadransa stracić ze szczętem owoc całorocznej pracy? Czemże ściągnęli na siebie tak ciężką karę? Żadnej obrony, żadnego ratunku od ślepych żywiołów wyniszczających ziemię! Nagle Olbrzymka, nie posiadając się z gniewu, podniosła z ziemi kamień i rzuciła go w górę ku niebu, którego w ciemnościach widać nawet nie było.
Tymczasem w izbie, Mucha, leżąc na materacu, patrzył wciąż lewem okiem na sufit, gdy przede drzwiami zatrzymał się wóz i powozik. Jan przywoził wreszcie pana Finet, na którego czekał w mieście przeszło trzy godziny. Parobek przyjechał wozem, doktór jechał na swojej bryczce.
Po chwili wszedł do izby pan Finet, wysoki i chudy mężczyzna z twarzą pożółkłą od niezaspokojonych pragnień. W głębi serca nienawidził on wieśniaków, których skąpstwu przypisywał swoje szczupłe dochody.
— Jakto? nikogo w izbie?... Pewnie więc chory ma się lepiej?
Nagle spostrzegł ciało.
— Nie, już za późno... Mówiłem wam, Janie, że tak będzie, nie chciałem przyjeżdżać... Zawsze z nimi to samo, wzywają mnie wtedy, kiedy chory umrze.