Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stara kucharka nie odznaczała się cierpliwością, więc obruszona obraźliwemi słowami swego pana zaczęła potrącać stołkami i rondlami, wreszcie hamując gniew, wybuchnęła:
— Jeżeli pan przyszedł do kuchni, żeby mi nawymyślać, to doprawdy lepiej było pozostać w pokojach a tutaj mi nie przychodzić. Proszę sobie ztąd iść, bo mam robotę. Wszystko co zrobiłam, było jedynie w zamiarze zrobienia panu przyjemności... A żeby tak pani wiedziała, że pan tuaj siedzi i bierze mnie na spytki, to gniewałaby się na mnie i miałaby racyę... bo po cóż pan chce tak cichaczem wszystko ze mnie wybadać? To do niczego niepodobne! I źle robię, że się pańskim Kaprysom poddaję... A cóż na to począć, że pani Faujas nie lubi mówić o sobie?... Przecież nie mogę jej gwałtu zadać! Zachęcałam ją jak zwykle ludzie zachęcają w podobnych okazyach. Byłam z nią rozmowna, opowiedziałam jej wszystko o państwu... Tem gorzej dla pana, jeżeli ona nic nie rzekła o sobie... Ja na to nic nie poradzę, niechaj pan sam do niej idzie i rozpyta... bo przecież nie mnie pilno wiedzieć, lecz panu zachciało się zasięgnąć języka... Może się panu lepiej uda, aniżeli mnie i może pan nie będzie taki głupi, jak pan powiada, że ja niby jestem głupia...
Róża mówiła coraz gniewniej i coraz głośniej, więc Mouret osądził, że należy się wynieść z kuchni co prędzej, by żona nie usłyszała tego hała