Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czynności, powracał do siebie temiż samemi ulicami. Oktawiusz mówił, śmiejąc się, iż najniezawodniej już zdołał on poznać każdy kamień bruku i że nawet musi wiedzieć ilość kamieni na każdej ulicy.
Mouret postanowił zużytkować Dezyderyę. Wszak ona zawsze była w domu, więc mogła zawrzeć znajomość z lokatorami. Zawołał Dezyderyę i zaczął z nią chodzić po ogrodzie, słuchając jej szczebiotania. Zadawał jej pytania, jakby od niechcenia, chcąc zwrócić rozmowę na przedmiot, który go najżywiej obchodził, lecz okazało się, że dziewczynka, bawiąca się zawsze przy boku matki, nic zgoła nie wiedziała o ludziach, mieszkających na drugiem piętrze. Rzekł więc do niej:
— Słuchaj, Dezyderyo, jutro, gdy zobaczysz, że u nich okno jest otwarte, zaczniesz bawić się piłką i niby przypadkiem, rzucisz piłkę do ich pokoju a wtedy zaraz pobiegniesz na górę, prosząc, by ci ją oddali.
Nazajutrz, Dezyderya rzuciła piłkę. Lecz zaledwie zrobiła kilka kroków, by wbiedz do domu i iść na górę, gdy piłka, rzucona z okna niewidzialną znalazła się na tarasie tuż u stóp dziewczynki. Wieczorem, powiadomiła ojca o całej tej sprawie i Mouret począł wątpić, by można było zawiązać sąsiedzkie stosunki z lokatorami, którzy najwidoczniej pragnęli żyć samotnie, z nikim nie zawierając znajomości. Mouret czuł się podraniżony dziwacznością swoich lokatorów, li-