Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rasie i coś szyła, głos męża wyrwał ją z zamyślenia. Podniosła głowę i powtórzyła prawie machinalnie:
— Ksiądz?... Ach tak, ksiądz Faujas... Nie widziałam go przez dzień cały, lecz przypuszczam, że się już rozgospodarował. Róża mi mówiła, że przyniesiono meble przez niego zakupione.
— Otóż stało się, czego się najwięcej obawiałem... Przyniesiono meble podczas mojej nieobecności a przecież należałoby wiedzieć, co są warte, jak wyglądają, bo te meble stanowią dla mnie gwarancyę. Niestety, wiem aż nadto dobrze, iż ty nie jesteś zdolną zastąpić mnie w ważniejszych okolicznościach mogących zajść w domu... niech wszystko przepada, byłeś mogła siedzieć wygodnie w swym fotelu... lecz na niedołęztwo rady nie ma, jaką jesteś, taką zostaniesz.. Różo! Różo!...
A gdy nadeszła kucharka, spytał:
— Przyniesiono meble dla lokatorów z drugiego piętra?
— Tak panie, przywieziono je w wózku. Poznałam natychmiast wózek i człowieka, który go ciągnął. Meble pochodzą od starego tandeciarza, handlującego w budzie niedaleko targu... Wreszcie wózek ojca Bergasse zna całe miasto. Lecz co do mebli, to nasz ksiądz nie zakupił ich zanadto. Wózek nie musiał być ciężki, chociaż na zakrętach i pod górę, pani Faujas popychała z tyłu, chcąc ulżyć tragarzowi.