Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wczorajszą rozmowę, lecz podniosła tylko oczy, spojrzała na niego, nie przerywając milczenia, sądząc, iż nie należy podtrzymywać sprzeczki, która mogłaby zatrzymać męża w domu. Mouret ociągał się dziś z wyjściem. Było to wbrew jego codziennym zwyczajom. Zaczął marudzić, chodząc to po domu, to po ogrodzie, wyrzekał na nieporządek i marnotrawstwo swej rodziny... wszystko szło na marne... Potem wybuchnął gniewem na synów, utrzymując, że wyszli z domu przynajmniej o pół godziny za wcześnie, dla czego?.. kiedy szkołę otwierają zawsze jednakowo regularnie co do minuty.
Dezyderya, zbliżywszy się do matki, spytała ją, szepcząc jej do ucha:
— Czy ojciec dziś nie wychodzi na miasto?... Jeżeli zostanie w domu, to zanudzi nas na pewno!
— Cicho, mała, nie trzeba tak mówić o ojcu — rzekła Marta.
Wreszcie Mouret wspomniał o ważnym interesie, który należało dziś ukończyć, tak więc był zmuszony wyjść, chociaż czuł potrzebę wypoczynku, ani chwili nie miał swobodnej... Narzekając na los, wyszedł z domu, zmartwiony rzeczywiście, iż nie będzie mógł śledzić lokatorów z drugiego piętra.
Gdy wrócił wieczorem, spytał gorączkowo, nie zdejmując nawet kapelusza:
— Cóż ksiądz?.. Co słychać na górze?...
Marta siedziała w zwykłym swym kąciku na ta-