Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pieniędzy? Okazuje się, że dom mój staje się łupem opryszków! Lada dzień a okradną mnie z odzienia, które noszę. Mógłbym się założyć, że w szufladach jego pokoju znalazłbym mnóstwo rzeczy, które do mnie należą. Brakuje mi sporo bielizny, nie doliczyłem się pięciu koszul, siedmiu par skarpetek, trzech par innych... wczoraj właśnie porządkowałem moją bieliznę i wiem czego mi brakuje... Wszystko ginie, wszystko przepada i niczego pewnym być nie mogę... Pięćset franków! Teraz potrzeba mu pięciuset franków! Nie, nie! Nie dam ani grosza!
— Powiedziałam ci, że potrzebuję pięciuset franków — rzekła spokojnie. — Domagam się tych pieniędzy na zasadzie, że połowa naszego majątku, jest moją własnością.
Burzliwa ta rozmowa trwała przeszło godzinę. Mouret powtarzał wciąż te same zarzuty a Marta nie odstępowała od postawionego przez siebie żądania. Nie poznawał teraz swojej żony. Przed przybyciem księdza Faujas do Plassans kochała męża, dzieci, troszczyła się o dom, była dbałą gospodynią i matką. Mieli to widać ludzie, z którymi teraz przestaje, skoro ją zdołali odwieść od spełniania najświętszych obowiązków. Wdała się w stosunki z szubrawcami, którzy zburzyli całe ich szczęście domowe! Głosu mu nie stawało, słowa się zaczęły plątać i bezwładnie osunął się na fotel, słaby jak dziecko i niedołężny jako dziecko.
— Daj mi klucz od biurka — zażądała Marta.