Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czego wy odemnie żądacie? — zawołał ksiądz. — Czego chcecie?... Czyż myślicie, że ja sypiam na workach złota?... Przecież widzieliście mój pokój, gorsze mam sprzęty, aniżeli wy. A domu i ogrodu dać wam nie mogę, bo do mnie nie należą.
Olimpia ruszyła ramionami i gestem nakazała mężowi milczenie, widząc, że ma ochotę do zabrania głosu, sama zaś zaczęła powoli:
— Każdy pojmuje życie po swojemu... Ty, gdybyś miał miliony, to nawet wtedy nie dbałbyś o porządne urządzenie mieszkania i wydawałbyś pieniądze na najgłupsze ogólne cele. My zaś przeciwnie, lubimy mieć ładne mieszkanko... A czy będziesz śmiał przeczyć, gdy ci powiem, że gdybyś zażądał najładniejszych pokojów, całego ogrodu, spiżarni, bielizny — to wszystkobyś miał natychmiast na pierwsze zawołanie?... Otóż ty o to nie dbasz... ale wiedząc, że my chcielibyśmy to posiadać, jako dobry brat, powinieneś brać i korzystać dla nas, dla naszego zadowolenia... A czyś kiedy o tem pomyślał?... Nie, bo nie masz serca i wolisz nas więzić w zatęchłej norze...
Ksiądz Faujas patrzał na małżonków Trouche z niewymownem podziwieniem. Oni zaś, ośmieleni jego spokojem, uśmiechali się, kiwając na krzesłach.
— Jesteście niewdzięcznikami! — rzekł po chwili. — Przypomnijcie sobie, ile już dla was uczyniłem. Jeżeli macie dziś co jeść, to tylko dzięki