Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nim, gdy się coś znajdzie do odprasowania. No a mój czepek, to już tylko praczki takie noszą... w domu nigdy go nie kładłam, ale myślę sobie: na podróż?... wszak niewarto kłaść kapelusza, więc włożyłam czepek... bo przecież na kurz nie należy kłaść najlepszych swoich rzeczy. No, moja pani, czyż ja nie mam racyi?...
— Owszem, owszem, ma pani najzupełniejszą słuszność — odrzekła Marta, siląc się na uśmiech.
W tejże chwili po nad głowami osób zebranych i rozmawiających w sieni, rozległ się donośny głos księdza Faujas, wołającego ze schodów z widoczną niecierpliwością:
— Matko, dla czego nie przychodzicie?...
Mouret podniósł głowę i ujrzał twarz księdza Faujas, przechylającego się przez poręcz na drugiem piętrze. Widocznie wrzał gniewem, słysząc rozmowę prowadzoną na dole. Po chwili krzyknął jeszcze niecierpliwiej:
— Matko, dla czego nie przychodzicie!...
— Idziemy, idziemy — odpowiedziała pani Faujas, widocznie przerażona gniewem syna i zwróciła się w stronę nowoprzybyłych, mówiąc:
— Chodźmy, moje dzieci... Chodźmy na górę i nie zabierajmy czasu państwu Mouret.
Ale państwo Trouche udali, że nie słyszą i zadowoleni z przyjazdu i z nowej znajomości, rozglądali się w dalszym ciągu, wodząc oczyma po rodzinie swych gospodarzy, po sieni i suficie