Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Coraz lepiej postępujesz!... Dalibóg, przypuszczam, że niedługo nocować nawet będziesz po za domem! Chodź i przypatrz się swojej córce. Naumyślnie kazałem, by pozostała w tej samej sukni, abyś mogła się przekonać i podziwiać, co się dzieje z twojego powodu!...
Przywołał płaczącą Dezyderyę i obracał ją na wszystkie strony.
— Patrz... patrz... prawda, że dbałą ma matkę! Widzisz, moja kochana, co dzieje się z dziećmi, gdy są pozostawione same sobie... Ale że się tak urządziła, obdarła i zabrudziła, to nie jej wina,, przecież znasz ją dobrze i wiesz, iż strzedz ją, należy bezustannie... Jeszcze nie tak dawno mawiałaś aż do uprzykrzenia, iż nie możesz Dezyderyi pozostawiać samej nawet na pięć minut, bo gotowa w swej nieświadomości dom spalić, bawiąc się zapałkami... Teraz jednak i o to nawet nie dbasz... niechaj sobie dom płonie, niechaj wszystko przepada, byłeś ty mogła latać po mieście jak opętana..
Nadeszła Róża i zaprowadziła Dezyderyę na górę, by ją umyć i przebrać a Mouret perorował dalej:
— Teraz dbasz wyłącznie o cudze dzieci a nie o swoje... Winszuję ci takiego sposobu zapatrywania się na obowiązki... I jest dla kogo poświęcać dobro domu i własnej rodziny! Dla łajdaczek, rozpróżniaczonych ulicznic, które drwią z ciebie po za twojemi plecami i frymarczą sobą po