Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Paloque pomagała jej szczerze, podjąwszy się załatwiania korespondenyci i w ogóle zajęć biurowych. Trzy razy tygodniowo Marta odbywała wycieczkę na dalekie przedmieście, gdzie kilkunastu robotników pracowało przy marach ochronki. Obejrzawszy stan robót, biegła do kościoła św. Saturnina, by wyszukać budowniczego i skarżyć się na opieszałość murarzy. Czyniła wyrzuty panu Lieutandowi, iż opuszcza się i nie pilnuje robót, które wciąż zdaniem jej stały na miejscu, podczas gdy reparacya kaplicy prawie już była ukończona. Należało więc zmienić robotników. Pan Lieutand słuchał z uśmiechem i uspakajał ją, iż budynek, przeznaczony na ochronkę, będzie najniezawodniej ukończony w oznaczonym przez niego terminie.
Ksiądz Faujas również był zdania, że roboty przedsięwzięte około budynku posuwają się nazbyt powoli. Zachęcał Martę do przynaglania pana Lieutand. Tak więc Marta, by sobie oraz jemu do godzić, codziennie chodziła do kościoła św. Saturnina dla widzenia się z budowniczym. Przybywała tam z głową przepełnioną cyframi, zaniepokojona o taki lub inny mur, który należało wznieść lub zwalić. Lecz gorączkowe jej usposobienie opadało wraz z wejściem do chłodnego, wyniosłego kościoła, żegnała się teraz zawsze, by nie odróżniać się od innych, uważając to prawie za konieczną formę. Skutkiem codziennego bywania w kościele św. Saturnina, poznała się ze wszystkimi posługaczami, którzy kłaniali się jej, jak osobie, należącej