Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wielu jest bowiem zazdroszczących mu uzbieranego majątku, oraz szczęśliwych pieniężnych operacyj, które od czasu do czasu wykonywać nie przestaje... Wreszcie niewiele on dba o ludzką obmowę... w tem najzupełniejszą ma racyę. Między innemi ludzie zarzucają mu skąpstwo wobec mnie i dzieci. Powiadają, iż zamknął mnie w domu, by nie potrzebował kupować mi trzewików... Ale są to bajki i bezpodstawne gadaniny. Jestem szczęśliwa i najzupełniej swobodna... mogę urządzać tryb życia domowego najzupełniej dowolnie. A że rad widzi mnie w domu, że przekłada mieć mnie przy sobie, niżeli słyszeć o wizytach przezemnie składanych, czyż można się temu dziwić?... i czyż mogę to uważać za jakieś uciemiężanie.
Marta, broniąc męża w ten sposób, ożywiała się, mówiła gorączkowo, jakby chcąc samą siebie prze konać o jego cennych przymiotach. W rozmowach z księdzem Faujas często powracała do tego przedmiotu, rozwodząc, się przytem nad przyjemnością cichego, spokojnego życia w kółku rodzinnem, nad marnością i bezcelowością wizyt i wszelkich stosunków towarzyskich z ludźmi. Wychwalała dogodność swego mieszkania, urok przechadzek po własnym ogrodzie, cóż równie przyjemnego spotkać ją mogło po za progami domowego jej ogniska?.. Wreszcie lękała się ludzi, unikała ich, czując się szczęśliwą, zdała od światowago zgiełku, łacno przynoszącego przesyt i rozgoryczenie. Zapędziwszy się w po-