Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bardzo jestem szczęśliwa, że widzę pana w moim domu, bardzo jestem mu wdzięczna...
Zjawienie się tego nieznanego księdza w wytartej sutanie wywołało silne wrażenie, oraz zdziwienie wśród osób zebranych. Jakaś młoda kobieta, podniósłszy głowę dla przypatrzenia się nowemu przybyszowi, drgnęła jakby przełażona jego wzrostem. Wogóle wywarł złe wrażenie. Znajdowano, iż jest zbyt wyroki, zbyt barczysty, że ma twarz za surową i ręce za wielkie. W rzęsisto oświetlonym salonie, sutana księdza Faujas wydała się uboższą i bardziej znoszoną, panie zasłaniały się wachlarzami, nie chcąc patrzeć na ubiór tak zniszczony, wstyd im było, więc zarumienione, zmięszane, odwracały się w inną stronę, szepcząc między sobą z postanowieniem niezważania na takiego zaniedbanego człowieka. Mężczyźni również zamieniali pomiędzy sobą znaczące spojrzenia i pogardliwie wydęli usta.
Widząc, jak zebrane osoby niechętnie patrzą na nowoprzybyłego, Felicya ściągnąła gniewnie brwi, lecz natychmiast wypogodziwszy twarz, postąpiła kilka kroków przy boku księdza Faujas, mówiąc głośno, tak by ją wszyscy słyszeli.
— Gdzież jest ten kochany ksiądz Bourette, prawdziwie nie wiem, jak mu dziękować za jego gorliwość... Bo wiem, że miał niemało trudu, by pana skłonić do zadośćuczynienia mojej gorącej chęci ujrzenia go w moim domu.... Lecz te-