Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

młodszemu i gnanemu zimnem. Dom państwa Rougon wynosił się na rogu ulicy de la Banne i placu Podprefektury. Zbudowany był z ciosowego białego kamienia, z frontem ozdobionym rozetami rzeźbionemi w rodzaju fryzu, oddzielającego jedno piętro od drugiego.
Zaraz na wstępie przyjął ich w sieni lokaj w niebieskiej liberyi; zdejmując płaszcz z ramion księdza Bourrette, uśmiechnął się do niego, jak stary znajomy, w zamian zaś patrzył z ukosa i niechętnie na tego drugiego księdza, nie mającego nawet dość pieniędzy, by sobie kupić porządniejszą odzież. Salon znajdował się na pierwszem piętrze.
Ksiądz Faujas wszedł tam z miną człowieka pewnego siebie, podczas gdy ksiądz Bourrette tak był zawsze zmięszany, wchodząc do bogatego mieszkania państwa Rougon, iż zaraz po za progiem salonu znikł, nie powitawszy nikogo, dążąc milczkiem do którego z przyległych pokoi. Widząc się opuszczonym przez towarzysza, który go miał zapoznać ze wszystkimi, ksiądz Faujas przeszedł wzdłuż salon, kierując się zwolna ku niemłodej już kobiecie, którą łatwo wyróżnił z pomiędzy kilku innych, jako panią domu. Był zmuszony sam siebie przedstawić, co uczynił z najzupełniejszą swobodą. Felicya z żywością podniosła się z krzesła i przypatrywała mu się bacznie, mierząc go od stóp do głów, zatrzymując zwłaszcza oczy na twarzy nowoprzybyłego, usta zaś „czarnuszki“ szeptały uprzejmie z wyszukanym uśmiechem: