Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/493

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

orderowani, wszystkie te kobiety rozłożone w mdlejących pozach w powozie, odpływały w blasku cesarskiego pojazdu. Wrażenie to stało się tak dojmującem i bolesnem, że młoda kobieta poczuła nieprzepartą potrzebę schronienia się przed widokiem tego tryumfu, przed tym okrzykiem Saccarda, który brzmiał jej wciąż jeszcze w uszach, przed widokiem tego ojca i syna, wiodących się pod ręce. W myśli poczęła szukać gdzie uciec przed tem wszystkiem, przycisnęła ręce do piersi, jakby palonej ogniem wewnętrznym i z prawdziwą ulgą, z nagłą nadzieją uspokojenia, zbawczego jakiegoś powiewu, pochyliła się do woźnicy i zawołała:
— Do pałacu Béraud.
Dziedziniec wiał klasztornym chłodem. Renata obeszła dokoła arkady, szczęśliwa z tego wilgotnego powietrza, co jej opadało na ramiona. Przybliżyła się do basenu zielonawego od mchu, wypolerowanego na brzegach od używania; popatrzyła na głowę lwa nawpół zatartą, z rozchyloną paszczą, zkąd wypływał przez żelazną rurkę cienki strumień wody. Ileż to razy za dziecinnych czasów, ona i Krystyna brały tę głowę w drobne swe rączki, aby się wspiąć lepiej i poczuć ten prąd lodowo-zimnej wody, ściekającej im po palcach.
Następnie weszła po wielkich wschodach, pełnych ciszy, spostrzegła ojca w głębi długiej amfilady obszernych salonów; widziała wyniosłą jego postać, zanurzającą się zwolna w cień starych komnat, tej dumnej samotności, w której się zamknął