Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wania w zwierciadłach; on, niezmieszany bynajmniej, jakby przejęty uwielbieniem dla swej osoby, uśmiechał się ciągle, odpowiadał na żarty, przyznawał, że się sam uwielbia i że dostatecznie już jest obecnie uzdrowiony z swego upodobania w kobietach, aby nad nie przenosić samego siebie. Śmiano się coraz głośniej, grupa ta urastała wciąż, zajmowała cały środek salonu a młody człowiek tonął w powodzi ramion i świetnych kostiumów.
Skoro przecież Renata zeszła nareszcie, nastała jakaś pół-cisza nagle. Przywdziała nowy kostium tak oryginalnego wdzięku i takiej zarazem dziwnej śmiałości, że wszyscy ci panowie i panie, nawykli przecież do ekscentryczności i wybryków młodej kobiety, doznali jako pierwszego wrażenia — zdziwienia. Przebrana była za mieszkankę wyspy Otaiti. Kostium ten, jak się zdaje, należy do najprymitywniejszych; trykot cielistego koloru, poczynający się u piersi a kończący na nogach, pozostawiał szyję i ramiona odkryte; a na tym trykocie prosta bluza z muślinu, krótka i przybrana dwoma falbanami, aby nieco przysłonić biodra. Na głowie wieniec z polnych kwiatów; przy kostkach i u dłoni złote obręcze. I nic więcej. Była nagą. Trykot uginał się i przystosowywał do ciała pod bladym obłoczkiem bluzy; czyste linie tej nagości zacierały się zlekka pod obłoczkiem wolantów od kolan do połowy bioder, ale występowały znów i ukazywały się z po za przezroczy koronek przy najlżejszym ruchu. Była to dzikość urocza, córa