Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prawdy. Drżała z obawy w głębi duszy, aby młodzieniec nie podniósł buntu i nie porzucił jej; było to w niej wiarą tak absolutną w potworność grzechu i wieczystego potępienia, że byłaby raczej naga przeszła park Monceau, niż wyznała swą hańbę jaknajciszej. Zresztą, pozostała dawną pustą, rozrzuconą kobietą, która zdumiewała Paryż swemi wybrykami. Miewała chwile wybuchów nerwowej wesołości, kaprysy najdziwaczniejsze, o których opowiadały dzienniki, wymieniając ją inicyałami. W tej to epoce zachciało się jej całkiem poważnie bić w pojedynku na pistolety z księżną Sternich, która złośliwie, jak utrzymywała, wylała jej szklankę ponczu na suknię; trzeba było gniewu szwagra, ministra, aby ją powstrzymać od tego zamiaru. Innym razem znów założyła się z panią de Lauverens, że obiegnie tor na Longchamps w przeciągu mniej, niż dziesięciu minut i tylko kwestya kostiumu stanęła temu na przeszkodzie. Maksym sam wreszcie począł się obawiać tej głowy, którą szaleństwo ogarniać się zdawało coraz bardziej i w której nocą na poduszce wydawało mu się czasem, że słyszy cały zgiełk miasta, rozpędzonego w pościgu za przyjemnością.
Pewnego wieczora poszli razem do teatru Włoskiego. Nie spojrzeli nawet na afisz. Chcieli tylko widzieć wielką tragiczkę włoską, Ristori, na której przedstawienia biegł cały Paryż i którą moda kazała się zajmować. Dawano „Fedrę“. On przypominał sobie jeszcze dosyć szkolny repertuar