Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bez ruchu, bez jednego słowa w tej kąpieli płomieni, Maksym przytłoczony do ziemi i nieruchomy, Renata drżąca, wsparta na pięściach jak na kolanach smukłych i nerwowych. Na dworze, przez małe szybki cieplarni widać było aleje parku Monceau, bukiety drzew o czarnych strzępiastych, delikatnych gałęziach, trawniki murawy białe jak zamarzłe jeziora, cały krajobraz zamarły, którego delikatny rysunek i jasny koloryt jednolity przypominał skrawki japońskich widoków. I ten kawałek ziemi palącej jak płomienne łoże, na którem spoczywali kochankowie wrzał dziwnie wpośród tego wielkiego, niemego chłodu.
Była to dla nich noc szalonej miłości. Renata była tu mężczyzną, wolą namiętną i działającą. Maksym poddawał się. Ta istota nijaka, bierna, ładna i jasnowłosa, od dzieciństwa dotknięta w swej męzkości, stawała się w uścisku ciekawej, namiętnej kobiety dziewczyną o gładkich członkach, o wdzięcznej szczupłości rzymskiego efeba. Zdawał się zrodzonym i wzrosłym do przewrotności rozkoszy. Renata rozkoszowała się swą władzą, gięła powiewem swej namiętności tę istotę słabą, której płeć dotąd jeszcze była niepewną. Dla niej było to bezustanne zdumienie żądz, niespodzianka zmysłów, dziwaczna sensacya przykrości i cierpkiej, dojmującej przyjemności zarazem. Stropioną była wobec niego, z pewnem powątpiewaniem poglądała na tę skórę dolikatną, szyję krągłą, na bezsilne rozemdlenie. W takich chwilach doznawała pełni rozko-