Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chodząc z giełdy; czasami spostrzegał jakąś połę surduta znikającą po za portierą na jego widok. Ilekroć byli sami, nie mogli spojrzeć na siebie bez śmiechu. On całował ją w czoło, przejęty zapałem dla tej przewrotnej a zręcznej dziewczyny. Nie dawał jej ani grosza, raz nawet ona pożyczyła mu pieniędzy na zapłacenie jakiegoś karcianego długu.
Renata upierała się przy swojem, poczęła mówić o zastawieniu choćby tych klejnotów; ale mąż dał jej do zrozumienia, że to było niepodobieństwem, że cały Paryż spodziewał się zobaczyć je na niej nazajutrz. Wtedy młoda kobieta, którą rachunek Wormsa niepokoił niezmiernie, poczęła szukać innego środka.
— Ależ — zawołała nagle — przecie sprawa mojej posiadłości w Charonne idzie dobrze, nieprawdaż? Mówiłeś mi niedawno jeszcze, że znakomicie da się na niej zarobić... Możeby Larsonneau dał mi naprzód te sto trzydzieści sześć tysięcy franków?
Saccard od chwili już zapomniał widocznie o ustawionych między kolanami obcęgach. Teraz pochwycił je żywo, pochylił się, zniknął nieomal w kominku, zkąd doszedł głos jego młodą kobietę, dziwnie zgłuszony:
— Tak, tak, Larsonneau mógłby może...
Dochodziła nakoniec sama z siebie do punktu, do którego prowadził ją ostrożnie, zwolna od samego już początku rozmowy. Toż od dwu lat pracował on w cichości nad przygotowaniem tej