Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znów światu tarzającego się na łożu złota i banknotów. Kokota i spekulant w półupojeniu przy deserze, porozumieli się z sobą. On wynalazł ten pomysł wyprzedaży brylantów, której wieść obiegła cały Paryż i podczas której, z wielkim hałasem zakupił owe klejnoty dla żony. Potem za pomocą zebranych z wyprzedaży czterechkroć stu tysięcy franków udało mu się zaspokoić wierzycieli Laury, którym się należało coś dwa razy więcej. Przypuszczać nawet można, że przy tym akordzie z wierzycielami, udało mu się wycofać nieco z owych wydanych na brylanty sześdziesięciu pięciu tysięcy. Kiedy zobaczono, że to on spłaca wierzycieli Laury i układa się z nimi, począł uchodzić za jej kochanka, sądzono, że płaci wszelkie jej zobowiązania, że spłacił w zupełności jej długi, że popełnia dla niej różne szaleństwa. Wszystkie ręce wyciągnęły się ku niemu, kredyt wzrósł potwornie. I na giełdzie żartowano sobie, prześladowano go tą namiętnością z uśmieszkami i aluzyami, które go zachwycały. Przez ten czas Laura d’Aurigny, która stała się przedmiotem ogólnej uwagi, dzięki temu rozgłosowi i u której on nie spędził nigdy ani jednej nocy, udawała, że go zdradza dla jakichś ośmiu lub dziesięciu głupców, zwabionych myślą, że ją odkradają człowiekowi tak kolosalnie bogatemu. W ciągu jednego miesiąca miała już dwa wspaniałe umeblowania i daleko więcej brylantów niż ich sprzedała. Saccard zazwyczaj szedł sobie spokojnie wypalić u niej cygaro, popołudniu, wy-