Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/494

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przyjemna była piesza przechadzka.
Dwaj towarzysze szli w milczeniu obok siebie.
Paweł myślał o Renacie, która znikła z pensyi, i której już może nigdy nie zobaczy...
Wiktor, który prawie nie wierzył w migrenę, zapytywoł sam siebie, jakie student mógł mieć tajemne zmartwienie.
Przybyli na wybrzeże Magazynu, którem szli obok parapetu, po stronie Sekwany.
Wezbrane wody szybko płynęły, tocząc ogromne kawały kry, uderzające o siebie z ponurym hukiem. Płomienie gazu odbijające się przy ich przepływie, wydobywały z tych brył lodu dziwne odblaski.
Przeszedłszy plac przy Ogrodzie Roślin naprzeciw mostu Austerlickiego, młodzieńcy puścili się znowu wybrzeżem ciągnącem się wzdłuż dworca kolei Orleańskiej.
Zaledwie od czasu do czasu wymieniali, z sobą przerywane słowa, lub pospolite zdania.
Nareszcie doszli do mostu Bercy i zapuścili się na niego.
Most był zawalony mnóstwem wozów.
Wozy te były naładowane śniegiem, zebranym na ulicach, który zrzucano z mostu w Sekwanę i na nadbrzeża.
Paweł i Wiktor oparci o poręcz, nachylili się aby popatrzeć.
Olbrzymie kupy śniegu dochodziły aż do szczytu filarów położonych przy drodze, służącej do holowania.