Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I ta biédna pani — mówił daléj jest bardzo chora?
— O! bardzo niebezpiecznie...
— Wzywałeś pan lekarza?...
— Najlepszego w całém mieście... — przychodził dwa razy... — zapisał lekarstwo, lecz powiedział, że za nim nie ręczy... Widzisz więc pan, że to choroba niebezpieczna...
— W istocie... Szczęściem lekarze się często mylą i także często powiększają chorobę, z powodu honoraryów...
Oberżysta zaczął się śmiać i odparł:
— To prawda!... zaraz widać, że pan masz umysł spostrzegawczy... Jeżeli pan chce jeść, to już podano...
W saméj rzeczy Antosia postawiła na białym obrusie wazę z rosołem wydającym wonny zapach.
Leopold zdjął surdut podbity futrem i obszerny szal, zatrzymał okulary usiadł i zaczął się posilać z dobrym apetytem człowieka, którego sumienie jest w zupełnym spokoju.
Podczas jedzenia myślał:
— Doprawdy mam szalone szczęście! — trapiąca mnie przeszkoda usuwa się sama, bez mego wmięszania... Téj matki trzeba się było wystrzegać... — po śmierci Roberta Vallerand ona mogła sądownie upominać się o swoją córkę, znaglić policy do jéj szukania, nareszcie bardzo nie w porę nabawić mnie kłopotu, a tu nagła choroba zupełnie ją obezwładniła... — Gdy wstanie z łóżka, (jeżeli tylko kiedy