Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W grubej żałobie?
— Tak jest; panie.
— I pan mówisz, że wczoraj jeździła do zamka, pana Vallerand?
— Tak jest wczoraj i dziś zrana.
— Czy pan wiesz jak się ta pani nazywa?
— Nie, panie... — Chciałem ją zapisać do książki, — stosownie do przepisów, alem ją jeszcze nie pytał o nazwisko.. — Może ją pan znasz przypadkiem?
— Zdaje mi się, że znam... — Z tego co pan mówisz o jej wieku i żałobnych sukniach wnoszą, że to może być jedna z krewnych deputowanego.
Podróżny dodał z cicha:
— To ta sama kobiéta, którą wczoraj widziałem w zamku... dawna kochanka wujaszka Roberta... matka nieprawego dziecka, któreby zagarnęło spadek, gdybyśmy się do tego nie wzięli...
Z tych kilku słów czytelnika pozna, że jegomością w niebieskich okularach. był nie kto inny tylko Leopold Lantier, przebrany, trudny do poznania, przybywający zuchwale narażać się brygadom żandarmeryi zaalarmowanym wszędzie w skutek jego ucieczki.
Po rozmowie z Paskalem, Lantier po otrzymaniu od niego zaliczki na rachunek ceny zbrodni obmyślanej z rozwagą, która miała wzbogacić przedsiębiercę, Leopold kupił sobie w Temple ubranie, zmienił postać ze zręcznością wytrawnego aktora, albo ajenta tajnej policyi i udał się do Romilly, gdzie byliśmy świadkami jego przybycia.