Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Małgorzata uczyniła ruch zniechęcenia, lecz upór jéj wyrównywał uporowi Urszuli.
Nie dając się zniechęcić postanowieniem powziętém przez panią Sollier mówiła dalej:
— Przynajmniej mi pani powiedz czy moja córka jest we Francyi, czy też Robert Vallerand zawiózł ją do Ameryki, dokąd udał się szukając majątku i tam ją zostawił?... — To jest rzecz bardzo mała... to możesz mi pani powiedzieć... — Co, ciągle milczenie!... Więc pani jesteś bez serca! — Ach! nie dręczyła byś mnie, gdybyś sama była matką!...
Pani Sollier stała niema, ale bladość jéj zmienionéj twarzy dowodziła, że w niéj straszna toczyła się walka.
L W obec tego strasznego milczenia Małgorzata czuła, że jéj szaleństwo znowu powraca do głowy.
Zdawało jéj się, że czoło pęka w kawałki.
Ścisnęła je obudwoma rękami.
— O! mój Boże... o! mój Boże... — mówiła nieprzytomna. Nikt-że w świecie nie zlituje się nademną!... Zbyt jestem ukarana... Jestem przeklęta!...
Oczy jéj stały się błędne, całe jéj ciało drzało: — usta poruszały się, lecz żaden dźwięk z nich nie wychodził.
W kilka sekund nieszczęśliwa kobiéta zaczęła poruszać rękami w powietrzu, jak gdyby szukając punktu oparcia i upadła na posadzkę bez przytomności.
Urszula bardzo wzruszona pochyliła się nad nią,